29 lipca 2017

240. Fabian Rießle

Oto dwa autografy Fabiana Rießle, niemieckiego kombinatora norweskiego. Fabian ma na koncie wiele znaczących sukcesów: w Soczi zdobył dwa medale: srebro w konkursie drużynowym oraz brąz indywidualnie w zawodach na skoczni dużej i biegu na 10 km. Jest również podwójnym Mistrzem Świata w drużynie z 2015 oraz 2017 roku. W Pucharze Świata od 3 sezonów plasuje się w ścisłej czołówce: jego ostatnie miejsca to czwarte, trzecie i ponownie czwarte w ostatnim sezonie. W pojedynczych zawodach 27 razy stał na podium: 5 razy wygrał, 9 razy był drugi i 13 razy trzeci. Do Fabiana wysłałem kartkę od Fischera, którą podpisał, a także dorzucił swoją, nową.


26 lipca 2017

239. Daniel Böhm

Dziś na blogu mała zmiana dyscypliny - oto podpis Daniela Böhma, niemieckiego biathlonisty. Najważniejsze jego osiągnięcia w karierze to srebrny medal z Soczi w sztafecie oraz również srebro z MŚ w Kontiolahti z 2015 roku w tej samej konkurencji. Sezon 2014/2015 był najlepszy w jego karierze: w biathlonowym Pucharze Świata zajął 18. miejsce. W PŚ po raz ostatni pojawił się w sezonie 2015/2016 (na koniec tej odsłony zajął 67. miejsce) - w ostatnim sezonie brał udział wyłącznie w zawodach niższej rangi.

I na koniec taka mała refleksja - pierwotnie numer 239 miał być przypisany do pewnego skoczka z Norwegii (ten numer pasuje do niego jak żaden inny), niestety jego pracodawca nawet nie raczył przekazać mu mojej prośby (lub sam zawodnik nie odpisał, chociaż skłaniam się ku pierwszej hipotezie). Wiem, to nie seria Tego pana nie obsługujemy!, ale rączki na klawiaturze trochę świerzbią, by co nieco na ten temat napisać ;)

23 lipca 2017

LGP Wisła 2017 - relacja

No, działo się - tak można jednym zdaniem skwitować trzeci lipcowy weekend. Wzorem styczniowego wyjazdu do Zakopanego przygotowałem relację z tego wyjątkowego wydarzenia - będą fakty, przeżycia, obserwacje, przemyślenia, a to wszystko okraszone właściwą dla mnie delikatną, niezjadliwą ironią.

14.07.2017 (piątek)
Swoją wizytę w Wiśle rozpocząłem dopiero w piątek, przez co ominęły mnie czwartkowe kwalifikacje. Na wiślańskim dworcu autobus z Krakowa zjawił się nieco spóźniony, chwilę po godzinie 10. Od razu moim oczom ukazał się przepastnych rozmiarów Hotel Gołębiewski, o którym będzie więcej w dalszej części. Po szybkich zakupach w supermarkecie z owadem w nazwie, który znajduje się nieopodal dworca, udałem się w kierunku centrum miasta. Ponieważ to był mój pierwszy pobyt w mieście Adama Małysza, jego topografia była dla mnie niemałą zagadką. Postanowiłem więc przemierzyć drogę z centrum do ośrodka (który znajdował się na Malince) na piechotę, jednocześnie zahaczając o najciekawsze miejsca w Wiśle. Pierwszym z nich był kompleks skoczni Wisła Centrum o punktach konstrukcyjnych K9, K19 i K37. Gdy tam przechodziłem, akurat na największej z nich były oddawane skoki.

Kolejnym postojem w drodze do ośrodka była Galeria Sportowych Trofeów Adama Małysza. Miejsce to doprawdy wyjątkowe w skali całego kraju. W nim znajdziemy wszystkie (lub prawie wszystkie, a na pewno najważniejsze) pamiątki, medale, odznaczenia które Adam Małysz zdobył w trakcie swojej przebogatej kariery sportowej.

Galeria składa się z trzech sal: w pierwszej i drugiej obowiązuje zakaz fotografowania. Szkoda, bo tam znajdują się najważniejsze trofea: cztery Kryształowe Kule: za sezony 2000/2001, 2001/2002, 2002/2003 oraz 2006/2007, Mała Kryształowa Kula za sezon 2006/2007, cztery medale olimpijskie (Salt Lake City 2002 oraz Vancouver 2010), liczne statuetki za zwycięstwa w konkursach Pucharu Świata, Turnieju Nordyckim oraz 49. Turnieju Czterech Skoczni w sezonie 2000/2001. W trzeciej sali znajdują się głównie narty, kombinezony, plastrony z najważniejszych imprez, a także kolejne statuetki, najczęściej od lokalnych społeczności, wręczonych Orłowi z Wisły za sukcesy sportowe oraz za promowanie skoków narciarskich oraz Polski w świecie.





Po odwiedzeniu Galerii wyruszyłem w dalszą drogę, w stronę Malinki. Wciąż czekało mnie kilka kilometrów marszu, jednak nie zrażając się tym faktem, podziwiałem urok Beskidów oraz rzekę Wisłę. Ta sama Wisła, która w Krakowie przy Wawelu robi piękne zakole, jest głęboka na kilka metrów, a przy okazji nie grzeszy czystością, tutaj była niczym niewielki górski potok, o głębokości kilkunastu centymetrów. Około godziny 14 dotarłem do ośrodka, załatwiłem formalności związane z zakwaterowaniem, po czym o 15 wyruszyłem na skocznię, którą notabene minąłem w drodze do ośrodka.

Bramki otworzyły się nie dwie i pół godziny przed zawodami, jak głosił napis na odwrocie biletu, lecz 30 minut później. Nie miało to większego znaczenia, gdyż kolejka do wejścia nie była duża - sektory A1 i A2 nie mieszczą zbyt wielu widzów. Było około 15:30, do serii próbnej pozostawała mniej więcej godzina.

W próbnej rundzie nie wydarzyło się nic wartego odnotowania (może poza faktem, że wygrał ją Dawid Kubacki, a najdalej poleciał Gregor Schlierenzauer), więc od razu przejdę do konkursu. A tutaj wydarzeń było co niemiara - Polacy weszli dość anemicznie w konkurs, po dwóch skokach pierwszej serii plasując się na 4. miejscu - 117 metrów Piotra Żyły było lekkim zawodem, dopiero Kamil Stoch odrobił nieco punktów do wyprzedzających nas Niemców. Po świetnym skoku Dawida Kubackiego na odległość 130 metrów w trzeciej grupie nasza reprezentacja przesunęła się na 2. miejsce, odrabiając 16,9 punktu do niezmiennie prowadzących Norwegów. Na koniec Maciej Kot, po skoku na odległość 125,5 metra zapewnił Polakom pozycję wicelidera po pierwszej serii, nieznacznie powiększając stratę do Norwegów.
Druga seria zapowiadała się arcyciekawie. Strata do Norwegów wynosiła 7,6 punktu (czyli 4 metry z okładem), a wszyscy kibice zgromadzeni pod skocznią imienia Adama Małysza liczyli na jedyne słuszne zakończenie zawodów.
W piątej i szóstej kolejce Polacy skakali niemal identycznie jak Norwegowie, przez co strata pozostawała praktycznie bez zmian - za dwa skoki odrobiliśmy 1,2 punktu. W siódmej serii pojawił się Dawid Kubacki, człowiek tego dnia nie do zatrzymania - huknął 133,5 metra i odstawił Norwegów na 6,5 punktu. Wyczekiwana wiktoria była na wyciągnięcie ręki, brakowało tylko ósmego skoku, którego zaszczyt wykonania przypadł Maciejowi Kotowi. Urodzony w Limanowej zawodnik spisał się bez zarzutu i w pięknym stylu potwierdził, że Polacy tego dnia byli bezdyskusyjnie najlepsi! Najpiękniejszym momentem tamtego piątku był odśpiewany przez tysiące gardeł Mazurek Dąbrowskiego - a cappella, dwie zwrotki.


Gdy wróciłem do ośrodka, zjadłem kolację ze znajomymi, po czym poszedłem spać. Mimo, że padałem na twarz, to dzień był nadzwyczaj udany - a kolejny zapowiadał się niemniej ciekawie.

15.07.2017 (sobota)
Pomimo intensywnego piątku, wstałem z samego rana, zjadłem śniadanie i czym prędzej udałem się do Hotelu Gołębiewskiego, tym razem już autobusem. Na miejscu zameldowałem się chwilę przed 10.

W okolicy recepcji było wielu fanów skoków, chętnych do wzięcia autografu oraz zrobienia sobie pamiątkowego zdjęcia ze swoim ulubionym zawodnikiem. Do ostatniej chwili wyczekiwałem ogłoszenia składów poszczególnych ekip, by mieć jak najwięcej zdjęć skoczków, a także by nie drukować niepotrzebnych odbitek na darmo. Łącznie miałem około 30 zdjęć, które tylko czekały by wielokrotnie zwiększyć swoją wartość poprzez złożenie autografów osób na nich widocznych.
Możliwość zobaczenia na żywo skoczków, których na co dzień widuję na ekranie telewizora lub komputera była dla mnie niesamowitym przeżyciem. W sumie byłem zaskoczony, że udało mi się osobiście zdobyć podpisy na 21 zdjęciach oraz uzyskać jedną kartkę. Większość skoczków chętnie rozdawała autografy oraz fotografowała się z osobami, które przybyły pod hotel. Szkoda, że nie miałem zdjęcia Gregora Schlierenzauera - do ostatniej chwili nie wiedziałem, czy wystąpi w Wiśle, toteż nie wywołałem jego zdjęcia. Najbardziej jednak cieszę się z autografów Norwegów - korespondencyjnie jest trudno zdobyć ich podpisy, w Wiśle byli na wyciągnięcie ręki. Czyje autografy dokładnie zdobyłem - to częściowo już przedstawiłem na Instagramie na koncie zimoweautografy, natomiast szczegółowo będę prezentować w kolejnych postach na blogu.


Powyżej - mała zapowiedź tego, co będzie w kolejnych postach ;)

Krótko natomiast opiszę, kogo mi się nie udało zdobyć: Andreas Wellinger i Werner Schuster (błyskawicznie wsiedli do swojego samochodu, nie dając chwili czasu na reakcję), Adam Małysz (podpisał dwóm albo trzem osobom, po czym ulotnił się z hotelu) i Stefan Horngacher (nieustannie rozmawiał przez telefon, przez co był nieuchwytny). Te zdjęcia mam niepodpisane - no cóż, trzeba będzie poczekać do kolejnej odsłony letnich skoków w Wiśle.

Gdy opuściłem hotel, była już godzina niemal 14 - uznałem, że nie ma sensu wracać do ośrodka przed konkursem. Po szybkim obiedzie (w sumie trudno obiadem nazwać panini z marketu ze świeżością w nazwie) od razu udałem się na skocznię. Gdy wszedłem na obiekt około 15:30 pogoda była doprawdy przepiękna - było ciepło, świeciło słońce, na niebie przewijały się niewielkie chmurki, wiał delikatny wiaterek.

No właśnie - wiaterek... choć w sektorze A1 był on prawie niezauważalny, ledwie delikatne przyruchy powietrza wyczuwałem na swojej twarzy, to zawodnikom dał się we znaki, organizatorom również. Po kilku skokach oddanych przez przedskoczków zdecydowano o odwołaniu serii próbnej, zaplanowanej na 16:30. Według pierwszych zapowiedzi konkurs miał się rozpocząć planowo o 17:30, jednak i tutaj doszło do zmian. Miałem zatem sporo czasu, by przejść się po najbliższej okolicy i uwiecznić ją na zdjęciach.



Gdy jednak wybiła godzina 18, konkurs się rozpoczął. W trakcie pierwszej serii trudno mi było ocenić, jaką pozycję zajmie dany zawodnik po swoim skoku - znałem tylko odległość podaną przez Tomasza Zimocha, który w trakcie wiślańskiego weekendu pełnił rolę spikera. Wszelkie punkty dodane bądź ujemne czy to za belkę (a były z nią spore manewry), czy to za wiatr, a także noty sędziowskie pozostawały dla mnie tajemnicą - telebim znajdował się w dość sporej odległości od sektora A1, na którym był pokazywany obraz telewizyjny. Niestety, wszystkie te informacje były napisane zbyt małą czcionką, bym mógł je dostrzec (chociaż na swój wzrok nie narzekam, o dziwo pasek z odległością widziałem).
Pomijając wszelkie kwestie techniczne, I seria była bardzo emocjonująca. Mieliśmy udane skoki powracających zawodników jak Kranjec i Gangnes, fenomenalne próby Polaków (Maciej Kot był liderem po pierwszej serii, zaś Dawid Kubacki i Stefan Hula zajmowali ex aequo szóstą lokatę), jak i niemiłe niespodzianki (41. miejsce Freitaga, ale przede wszystkim słaby skok Kamila Stocha i 31. miejsce, to najbardziej ulubione przez sportowców...). Właśnie ten nieudany skok dwukrotnego Mistrza Olimpijskiego na sam koniec I serii zrobił chyba największe wrażenie wśród zgromadzonych wokół skoczni, którzy patrzyli po sobie z wielkim zdziwieniem i zaskoczeniem.
W drugiej serii do chwili, gdy swoje próby oddawała pierwsza dziesiątka, niewiele się działo. Dobre próby zaprezentowali Fannemel, który awansował po zepsutym skoku Stocha i przesunął się z 30. na 21. pozycję w ostatecznym rozrachunku. Ładnie również skoczyli Alex Insam, ten najbardziej obiecujący zawodnik kadry Łukasza Kruczka oraz Anže Lanišek. Kilka chwil później jednak przyszedł czas na najlepszych w I serii. Frontalny atak przepuścił Dawid Kubacki, który poszybował na doskonałą odległość 132,5 metra. Bardzo dobrze spisał się również Stefan Hula (128 metrów). Na końcu pozostał Maciej Kot. Oddał dobry skok (127,5 metra), jednak przewaga z I rundy nie wystarczyła, by wyprzedzić zawodnika z Szaflar. Dawid Kubacki został zwycięzcą, zaś w czołowej piątce znalazło się aż trzech Polaków - fantastyczny wynik! Podium uzupełnił Karl Geiger, niemałym zaskoczeniem była siódma pozycja Sebastiana Colloredo, zaś powracający po kontuzji Kenneth Gangnes uplasował się oczko niżej. Mazurek Dąbrowskiego odśpiewany a capella ponownie rozbrzmiał na skoczni imienia Adama Małysza, choć wbrew wcześniejszym zapowiedziom spikera, była tylko jedna zwrotka zamiast dwóch.


Gdy troszkę opadły emocje, wróciłem do ośrodka, zjadłem kolację ze znajomymi i szybko poszedłem spać, gdyż przede mną był równie intensywny dzień. Ta ostatnia niedziela w Wiśle...  

16.07.2017 (niedziela)
Niedziela już była dniem bez zawodów, więc postanowiłem ją przeznaczyć na dalsze zwiedzanie Wisły. Przeszedłem się m.in. wzdłuż Wisły, udałem się na tamtejszy rynek, reprezentacyjną ulicę 1 Maja, a także odwiedziłem wystawę poświęconą Wiśle (rzece) oraz festiwal PRL-u, na którym to można było zobaczyć różne rzeczy z epoki - na przykład samochody, radia, telewizory, kultową pralkę Franię, a także można było posilić się potrawami serwowanymi przez bar mleczny, czy napić się wody z saturatora. Punktualnie o 13:45 udałem się w powrotną podróż do Krakowa. 







Podsumowanie
Moją pierwszą wizytę w Wiśle bez cienia wątpliwości można zaliczyć do udanych. Fantastyczne występy Polaków, dużo zebranych autografów, spotkanie ze znajomymi, zwiedzenie pięknego miasta - czego chcieć więcej? Na pewno wrócę na Letnie Grand Prix 2018 (mam nadzieję, że takowe się odbędzie), by jeszcze raz przeżyć tę wspaniałą atmosferę, która towarzyszy zawodom. Byłem w Wiśle po raz pierwszy, wiele rzeczy mogłem zorganizować inaczej, lepiej, szybciej - takie doświadczenie z pewnością przyda się w przyszłości.

Co polecam, a co nie?
  • Schronisko Młodzieżowe "Granit" - jak najbardziej na plus. Miła obsługa, niskie ceny, pomimo że doba hotelowa zaczyna się o 17, do swojego pokoju mogłem wejść już o 14, by się wypakować i przygotować do piątkowych zawodów. 

  • Przewoźnik Wispol - łączy on Wisłę z Cieszynem, zapewniając również dojazd do centrum Wisły. Kierowcy mili i uprzejmi, wytłumaczyli mi jak mogę się dostać do miejsc, które chciałem odwiedzić. Niestety, punktualnością autobusy nie grzeszą, nawet wtedy gdy na skoczni nie ma zawodów - trzeba się uzbroić w cierpliwość, by się doczekać na transport.
  • Przewoźnik Lajkonik - zapewnia regularne połączenie Krakowa z miejscowościami Śląska Cieszyńskiego - jeździ do Cieszyna, Wisły i Szczyrku. Dzięki internetowej sprzedaży biletów, można upolować tanią miejscówkę. Szkoda, że na czas zawodów Lajkonik nie zwiększył częstotliwości przewozów do i z Wisły, z pewnością autobusy byłyby porządnie zapełnione. Niemniej jednak, polecam.

19 lipca 2017

238. Philipp Orter

Długo mnie tu nie było... tydzień! Jak na ten blog, to bardzo długo. Ale mam usprawiedliwienie, którym jest oczywiście wizyta w Wiśle. W ciągu 2-3 dni pojawi się obszerna relacja, nad którą obecnie pracuję. Chcę, by była dobrze napisana i odpowiednio zilustrowana, stąd też na nią trzeba poczekać.

W oczekiwaniu na relację zapraszam do obejrzenia podpisu Philippa Ortera, austriackiego kombinatora norweskiego. Zadebiutował w PŚ w 2012 roku, a pierwsze punkty zdobył dwa lata później. Ma bogate osiągnięcia juniorskie: jest czterokrotnym mistrzem tej imprezy (dwa razy indywidualnie oraz dwa razy drużynowo), a także wicemistrzem. Jako senior zdobył brązowy medal w Lahti w drużynie (skoki na normalnej skoczni i 4x5 km). W Pucharze Świata prezentuje równą formę: dwa ostatnie sezony zakończył na 17. lokacie. Do tej pory nie stał na podium zawodów PŚ. Philipp podpisał moją kartkę (otrzymaną jakiś czas temu od Austriackiego Związku Narciarskiego) oraz dorzucił swoją Fischera.


12 lipca 2017

237. Nina Lussi

Dziś przedstawiam autografy Niny Lussi, amerykańskiej skoczkini narciarskiej. Skokami narciarskimi para od 11. roku życia. Przez ten czas (a dzisiaj ma 23 lata) nie zawojowała niczego wielkiego w zawodach najwyższej rangi. Dwukrotnie w swojej karierze zdobyła punkty PŚ - podczas próby przedolimpijskiej w Pjongczang (nie napiszę w Pjongczangu, jak to mają w zwyczaju niektórzy dziennikarze zajmujący się tematyką skoków) uplasowała się na 29. i 25. pozycji. Przełożyło się to na 8 punktów i 51. miejsce w klasyfikacji generalnej. W wielu konkursach w sezonie 2016/2017 sympatyczna Amerykanka nie była w stanie przebrnąć przez gęste sito kwalifikacji. Z osiągnięć warto jeszcze wspomnieć triumf w klasyfikacji generalnej Pucharu Kontynentalnego w sezonie 2013/2014.

Nadmienię jeszcze o jednym, bardzo miłym akcencie: oprócz dwóch autografów od Niny otrzymałem list z podziękowaniem za moją prośbę oraz wsparcie i kibicowanie w jej sportowych poczynaniach. Jako kolekcjoner autografów bardzo się ucieszyłem, że ktoś poświęcił dla mnie dłuższą chwilę, by oprócz podpisania się i wysłania listu napisać także podziękowanie. Mała rzecz, a niesamowicie cieszy.


A teraz nie pozostaje nic innego, jak tylko Wisła!

8 lipca 2017

236. Marion Rolland

Po dosyć długiej przerwie przedstawiam autograf od osoby, która jeszcze nie gościła na moim blogu: oto podpis Marion Rolland, francuskiej narciarki alpejskiej. Jej kariera w Pucharze Świata przypadła na sezony 2003/2004 - 2014/2015. Bez wątpienia jej życiowym osiągnięciem jej tytuł Mistrzyni Świata w zjeździe ze Schladming w 2013 roku. Na podium zawodów PŚ stała dwukrotnie: raz była druga i raz trzecia (co ciekawe, oba sukcesy odniosła podczas jednego weekendu w marcu 2012 roku). Po sezonie 2012/2013 jej forma gwałtownie spadła: sezon później nie zdobyła żadnego punktu, natomiast w swoim ostatnim sezonie zajęła bardzo odległe miejsce w dziewiątej dziesiątce.


5 lipca 2017

5a. Maciej Kot

Przedstawiam czwarty w mojej kolekcji autograf Macieja Kota. Jego podpisy bardzo długo nie gościły na moim blogu - pierwsze trzy dostałem jeszcze w 2013 roku, czwarty dopiero niedawno. Przez ten czas zakopiańczyk poczynił olbrzymi progres w swoich osiągnięciach. Tylko w ostatnim sezonie: został drużynowym Mistrzem Świata z Lahti, wygrał dwa zawody, raz był drugi, ale także zabłysnął niezwykłą regularnością w zdobywaniu pucharowych punktów - zdobywał je w każdych zawodach, zaś najgorsza lokata jaką zajął to było 18. miejsce - tylko pogratulować tak wyrównanej formy! Warto jeszcze wspomnieć o zwycięstwie w Letnim Grand Prix w 2016 roku, czwartym miejscu w Turnieju Czterech Skoczni (tak niewiele brakło do podium!) oraz siódmym miejscu w Raw Air. Maćka Kota prześladowała liczba pięć ostatnimi czasy: zajął 5. miejsce w klasyfikacji generalnej, pięciokrotnie był piąty w ostatnim sezonie, a przed jego rozpoczęciem nie zajął lepszej lokaty w karierze. Niemniej jednak, bardzo się cieszę, że jego kariera tak ładnie się rozwinęła i liczę na co najmniej tak samo udaną kontynuację w sezonie olimpijskim.

Poprzednie autografy można obejrzeć tutaj.
PS1. Numer autografu jest przypadkowy (poważnie).
PS2. Data jego publikacji również.
PS3. Dobrze, że w podpisywaniu tej kartki Maćka nie wyręczył jego brat, gdyż i takie przypadki się podobno zdarzały.

3 lipca 2017

LGP Wisła 2017 - zapowiedź

Tym razem krótki post, bez autografu, bez informacji kto odpisuje na prośby a kto nie, ale za to z zapowiedzią najbliższej imprezy w świecie skoków narciarskich. Mówiąc najoględniej: po raz pierwszy wybieram się do Wisły na zawody. Planuję pozbierać autografy osobiście, bezpośrednio u najlepszych skoczków świata, porobić sobie zdjęcia, słowem - wszystko to, co każdy fan skoków robi. Pojawi się obszerna relacja fotograficzna na Instagramie oraz tekstowa na blogu. Będę na piątkowym konkursie drużynowym oraz sobotnim indywidualnym (niestety, ominą mnie czwartkowe kwalifikacje). Do Wisły pozostaje 11 dni - do zobaczenia z niektórymi na miejscu!