30 grudnia 2018

Wspomnienia Wojciecha (cz. IV)

Oto czwarta część wspomnień. Poprzednie części: pierwsza, druga i trzecia.

SEZON VII - 2006/2007
Siódmy sezon, jak to od kilku sezonów było, rozpoczął się w Kuusamo. Jak wiadomo, konkursy te raczej mało mają wspólnego ze sprawiedliwą rywalizacją w równych warunkach. Słyną natomiast z przeraźliwych mrozów, które bardzo dokuczają zawodnikom, widzom i organizatorom (przynajmniej przez wiele lat słynęły, w 2018 roku w Kuusamo było nadzwyczaj ciepło). Rozstrzygnięcia pierwszego konkursu w sezonie były mimo wszystko dziwne. Bardzo dziwne. Bez punktów tego dnia byli m. in. Adam Małysz, Janne Ahonen, Michael Uhrmann, Andreas Kofler czy też Roar Ljøkelsøy. Życiówki natomiast zanotowali: Arttu Lappi (zwycięstwo), Guido Landert (6. miejsce - swoją drogą, do momentu pisania tego artykułu ten zawodnik zupełnie wyleciał z mojej pamięci), Christian Ulmer (8. lokata), czy też Lauri Hakola (10. miejsce, od sezonu 2018/2019 pełni funkcję szkoleniowca reprezentacji Finlandii). Klasyfikacja generalna po tym konkursie prezentowała się bardzo ciekawie i obowiązywała aż do kolejnego weekendu - drugi konkurs został odwołany.

Kolejne zawody to już brak ciągnięcia konkursów na siłę, a w nich triumfowali doświadczeni i utytułowani zawodnicy. No, prawie - Gregor Schlierenzauer, który w Kuusamo nie startował, w drugim swoim występie w PŚ zajął 4. miejsce, a dwa kolejne zawody wygrał. Swoje pierwsze zwycięstwo odniósł nie mając ukończonych 17 lat, wprawiając w zachwyt i osłupienie rywali, kibiców i szeroko pojętych ekspertów od skoków narciarskich. Już w trakcie LGP w 2006 roku spisywał się bardzo dobrze; jednak takich, co latem latali pod rekord skoczni, a zimą obijali zeskok, jest bez liku. Gregor bez żadnych oporów przedarł się do światowej czołówki niemalże od razu i pozostał w niej przez długie lata. Małysz przez ten czas spisywał się dobrze, kilkukrotnie zajmując 3. miejsce, w pozostałych konkursach raczej nie wypadał z czołowej dziesiątki. Turniej Czterech Skoczni należał natomiast do Andersa Jacobsena, który nie schodził w tym czasie poniżej 5. miejsca, wygrywając jedne zawody. Ten opis był lekko skrótowy, teraz czas na konkurs który doskonale zapamiętałem.

ZAKOPANE 2007
Konkurs dziwny, konkurs tragiczny, konkurs niezapomniany - tak można określić to, co wydarzyło się na Wielkiej Krokwi 20 stycznia 2007. W pierwszej serii najlepszy okazał się Słoweniec Rok Urbanc, który do chwili konkursu startował sporadycznie, a kwalifikował się do II serii zaledwie trzykrotnie. Po tych zawodach jeszcze tylko raz znajdzie się w gronie 30 najlepszych zawodników konkursu. Warunki były bardzo loteryjne, choć czołówka poradziła sobie z nimi przyzwoicie. Druga seria została naznaczona koszmarnym upadkiem Jana Mazocha, który zupełnie stracił równowagę w okolicy 60-70 metra i całym ciężarem runął na zeskok. Stan krytyczny i śpiączka farmakologiczna zwiastowały najgorsze, jednak stan Czecha stopniowo się poprawiał. Niestety, po tym wydarzeniu Mazoch nie był w stanie wrócić do formy na poprzednim poziomie (która i tak zbyt wysoki nie był) i rok później zakończył karierę. Po tym upadku II seria została anulowana, zaś drugi konkurs, w związku z utrzymującymi się niekorzystnymi warunkami, został odwołany. Rozgorzała dyskusja na temat sensu przeprowadzania takich zawodów, a na organizatorów i działaczy Polskiego Związku Narciarskiego spadła fala krytyki. Zarzucano im przeprowadzenie konkursów na siłę i narażanie zawodników na niebezpieczeństwo.

Można by rzec, że po zakopiańskich zawodach zaczęła się (kolejna już) era Małysza. Na 13 pozostających do końca zawodów indywidualnych (zaliczanych do PŚ) Polak wygrał aż 9 z nich. Na przełomie stycznia i lutego zawodnicy rywalizowali w Niemczech - najpierw w Oberstdorfie, gdzie zawodnicy powrócili po niespełna miesięcznej nieobecności - pierwotnie zawody miały zostać rozegrane na skoczni mamuciej, jedna z powodu problemów z naśnieżeniem zeskoku zawody rozegrano na skoczni dużej. Pierwszy konkurs wygrał Małysz, drugi Uhrmann. Tu ciekawostka - konkurs życia rozegrał wtedy Włoch Andrea Morassi, zajmując trzecie miejsce w zawodach i tym samym zajmując pierwsze (i jedyne w karierze) miejsce na podium. Był to normalny konkurs Pucharu Świata, a nie jednoseryjna loteria warunków pogodowych - Włoch pokazał, że ma potencjał, jednak nigdy później tego wyczynu nie powtórzył. Do czasu marcowych Mistrzostw Świata Małysz skutecznie walczył o jak najlepsze lokaty, a jego głównymi rywalami byli Anders Jacobsen, Gregor Schlierenzauer i Simon Ammann.

SAPPORO 2007
W sezonie 2006/2007 Sapporo po raz pierwszy od wielu lat wypadło z kalendarza Pucharu Świata - nikt jednak specjalnie się tym nie przejmował, gdyż to właśnie w tym mieście miała się rozegrać najważniejsza impreza sezonu, jaką był światowy czempionat. Pretendentami do zdobycia tytułu byli skoczkowie wyżej już wymienieni. Bardzo dotkliwy upadek w treningu zaliczył Michael Uhrmann, który w wyniku kontuzji kości śródstopia nie wystartował w żadnych zawodach.
W programie na początek zaplanowano zawody na dużym obiekcie. Kwalifikacje wygrał Adam Małysz, a drugie miejsce zajął... Kamil Stoch. Dzisiaj dwóch Polaków na czele (zwłaszcza kwalifikacji) to żadna nowość, w 2007 roku była to niemała niespodzianka. Niespełna 20-letni Zębianin po raz kolejny pokazał, że stać go na wiele, wystarczy dać mu trochę czasu na pokazanie pełni swoich umiejętności. Sam konkurs Małysz zakończył tuż za podium, a Stoch był 13. Mistrzem Świata został Simon Ammann, który dorzucił to trofeum do dwóch tytułów indywidualnego Mistrza Olimpijskiego. Dzień później odbyły się zawody drużynowe. Polacy zajęli piąte miejsce, a na ostrą krytykę zasłużył tego dnia Robert Mateja. Żenująca nota w wysokości ledwie 145,3 punktu uniemożliwiła naszym skoczkom walkę o medal, na który była realna szansa - do czasu występu Matei. Wygrali oczywiście Austriacy.

Konkurs indywidualny na normalnym obiekcie to była dominacja Wiślanina. 102 metry w jego wykonaniu to była zdecydowanie najlepsza odległość - o 5,5 metra lepsza niż Simona Ammanna. Komentujący tę transmisję Włodzimierz Szaranowicz i Apoloniusz Tajner wielokrotnie używali słowa nokaut. Wynik ten jest do dzisiaj rekordem Miyanomori. W drugiej serii Małysz jeszcze dorzucił kilka punktów przewagi, która ostatecznie wyniosła 21,5 punktu - na skoczni normalnej takie sytuacje nie zdarzają się często. W ten sposób Orzeł z Wisły po raz czwarty został Mistrzem Świata i po raz trzeci na normalnym obiekcie, a dokonał tego jako pierwsza osoba w historii (jeśli nie uwzględnimy tzw. zasady podwójnego mistrzostwa). Coraz śmielej poczynający sobie Kamil Stoch zajął 11. lokatę.

Po zakończeniu Mistrzostw Małysz nie zwalniał tempa. Wygrał kolejne trzy zawody, po czym objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej PŚ, detronizując Andersa Jacobsena, który nosił żółty plastron od zakończenia Turnieju Czterech Skoczni. Wydawać się mogło, że Małysz jest w takim gazie, że nikt i nic go nie zatrzyma. A jednak - w trakcie drugiego konkursu w Oslo w I serii dostał potężny boczny podmuch wiatru,  przez który utracił równowagę w powietrzu i ratował się lądowaniem na 89. metrze. Skutek - 54. miejsce, brak punktów i utrata pozycji lidera w klasyfikacji generalnej. Pomimo odległej lokaty, Małysz wygrał Turniej Nordycki - duża przewaga z trzech wygranych konkursów oraz odwołana II seria w ostatnich zawodach pozwoliły my odnieść triumf w ostatecznym rozrachunku. Przed ostatnim weekendem strata wynosiła 14 punktów, a wszystko miało się rozstrzygnąć podczas ostatniego weekendu ze skokami w sezonie.

PLANICA 2007
Jasne było, że to 54. miejsce Małysza to zwykły wypadek przy pracy. Polak był w wybitnej formie i jak najbardziej był w stanie odrobić stratę do Jacobsena. Norweg jednak również prezentował się bardzo dobrze - w końcu długi czas przewodził w klasyfikacji generalnej, jego łupem padł również Turniej Czterech Skoczni.
Podczas tego weekendu nie oglądaliśmy skoków za 230 metr - nie miało to jednak większego znaczenia. Pierwszy konkurs Małysz wygrał bez problemu, w drugiej serii uzyskując odległość 221,5 metra. Było to pierwsze zwycięstwo Małysza w Planicy (Włodzimierz Szaranowicz wykrzyknął wówczas Velikanka wzięta, chociaż nazwę skoczni zmieniono 3 lata wcześniej). Po wylądowaniu Jacobsen włożył Małyszowi plastron lidera, co było bardzo miłym gestem ze strony Norwega.
Po pierwszej serii drugiego konkursu Małysz zajmował 5. miejsce, wyprzedał jednak Jacobsena. W drugiej kolejce Polak objął prowadzenie, utrzymując przewagę nad Norwegiem, co w kontekście walki o zwycięstwo w generalce było najważniejsze. Pozostali zawodnicy nie byli w stanie wyprzedzić ani Małysza, ani Jacobsena i to oni zajęli pierwsze dwa miejsca, a podium uzupełnił Martin Koch.

W pierwszej serii trzeciego konkursu Małysz znów poszybował najdalej - 220 metrów dało mu prowadzenie po I serii... i zwycięstwo, gdyż II seria została odwołana. Jacobsen był ósmy, a to oznaczało że z wynikiem 1453 punktów Polak wygrał klasyfikację generalną Pucharu Świata.

PODSUMOWANIE
Po trzech zwycięstwach w klasyfikacji generalnej i trzech sezonach ze słabszymi występami Małysz powrócił na szczyt, już jako dojrzały, doświadczony zawodnik, z bagażem doświadczeń. Czwarte zwycięstwo postawiło go obok legendarnego Matti Nykänena wśród legend skoków narciarskich. Do tego 38 zwycięstw w karierze dawało mu drugie miejsce w klasyfikacji wszechczasów wśród zawodników z największą liczbą zwycięstw.

SEZON VIII - 2007/2008
No i stało się - dopadł mnie kryzys. Niektórzy doświadczają kryzysów małżeńskich, inni borykają się z kryzysami wiary, a mnie dopadł kryzys zainteresowań. Pójście do gimnazjum we wrześniu 2007 nieco zmieniło moje hobby, skoki trochę odeszły na drugi plan. Zresztą - sezon rozpoczął się nadzwyczaj monotonnie. Przed Turniejem Czterech Skoczni rozegrano 6 konkursów. Pierwsze pięć z nich wygrał Thomas Morgenstern, szósty Andreas Küttel. Turniej wygrał natomiast Janne Ahonen, po raz piąty w karierze, ustanawiając rekord imprezy który do teraz (stan na 30 grudnia 2018) jest niepobity. Warto wspomnieć, że po raz pierwszy w historii cztery skocznie były tylko w nazwie - konkurs w Innsbrucku odwołano, a w zamian rozegrano dodatkowy konkurs w Bischofshofen, jeszcze przed finałem imprezy. Co ciekawe, dzień po zakończeniu Turnieju swoje 18. urodziny obchodził Gregor Schlierenzauer, cudowne dziecko austriackich skoków. Już wtedy miał na koncie 6 wygranych konkursów, w tym noworoczne zawody w Ga-Pa. Był to jednocześnie debiut nowej skoczni. Stara poszła z dymem w kwietniu 2007, a jej rekordzistą do końca pozostał Adam Małysz, który w pierwszy dzień XXI wieku skoczył 129,5 metra. Kolejny weekend ze skokami szczególnie miło będzie wspominać Tom Hilde - to właśnie Norweg wygrał oba konkursy. W jego karierze, której kres nastąpi po sezonie 2017/2018 jeszcze tylko raz stanie na najwyższym stopniu podium. Nadmienię, że w pierwszym konkursie drugie miejsce zajął Sigurd Pettersen - było to ostatnie podium w karierze utytułowanego Norwega, którego kariera pomału dobiegała końca. Potem były różne konkursy - a to wygrał Morgi, a to jakiś Norweg. Przyznam się szczerze, że kompletnie nie pamiętam tych zawodów.

DYGRESJA NR 3 - KRYZYS?
Przyszło zmęczenie materiału. Skoki już nie były dla mnie tak atrakcyjne jak kiedyś. Częściowo na pewno za sprawą słabszej dyspozycji Polaków - w sezonie 2007/2008 regularnie punktowało tylko dwóch naszych Rodaków, obecność Stefana Huli i Marcina Bachledy w czołowej "30" była epizodyczna. Małysz i Stoch częściej meldowali się w drugiej i trzeciej dziesiątce zawodów niż w pierwszej. Zresztą, rok 2008 był jedynym rokiem kalendarzowym z przedziału 2001-2011, w którym to Małysz nie stanął na podium zawodów PŚ. Zniechęcony występami Polaków nieraz odpuszczałem całe konkursy, czasem oglądałem I serię. Bycie na dobre i złe z naszymi zawodnikami było mi wtedy troszkę obce, na szczęście w niedługim czasie zmieniłem swoje podejście, o czym sam przekonałem się w sezonie 2015/2016 - ale na wspominki z tego okresu przyjdzie jeszcze czas. W każdym razie - z tego sezonu pamiętam skandalicznie mało, dlatego też nie będę się zbytnio rozpisywać w tej materii. Ale - jedne zawody zapamiętałem.

OBERSTDORF 2008 
I mam tu na myśli nie pierwszy konkurs z cyklu Turnieju Czterech Skoczni, lecz Mistrzostwa Świata w lotach. Podczas tej imprezy na mamutach zadebiutował zadziwiający Gregor Schlierenzauer, niesamowicie zdolny Austriak, który przed rywalami nie czuł żadnego respektu. Zdecydowano, że dopiero po ukończeniu osiemnastki Schlieri wystartuje na największych obiektach przeznaczonych do przekraczania dwusetnego metra. Wówczas mówiono, że była to "miłość od pierwszego wejrzenia" - w tym stwierdzeniu nie ma ani odrobiny przesady. Wracając do imprezy - Gregor był najlepszy w czteroseryjnych zawodach, pokonując takich wybitnych lotników jak Martin Koch, Janne Ahonen czy Bjørn Einar Romøren. Z jego udziałem drużyna Austrii wygrała konkurs drużynowy, a występ Austriaka podczas trzydniowej imprezy był szeroko komentowany przez ekspertów oraz osoby za nich się uważające.
W ostatniej części sezonu zawody wygrywali już tylko Janne Ahonen i Gregor Schlierenzauer. Ten drugi jednak nie odrobił straty do Thomasa Morgensterna, który wygrał klasyfikację generalną w sezonie 2007/2008. Na otarcie łez 18-latkowi przypadła Mała Kryształowa Kula w lotach narciarskich. Wiadomo jednak było, że to dopiero początek kariery Austriaka, który w Pucharze Świata będzie miał jeszcze bardzo dużo do powiedzenia. W klasyfikacji generalnej Małysz zajął 12. lokatę, Kamil Stoch był 30.

Sezon ten był najlepszy w karierze m. in. dla Arthura Pauliego, austriackiego skoczka o polskich korzeniach oraz Francuza Davida Lazzaroniego. Dziś pewnie niewielu o nich pamięta, jednak 10 lat temu spisywali się bardzo dobrze. Natomiast w moim przypadku, sezon jest dosyć sporą dziurą w mojej pamięci, a jedyną imprezą, którą jako tako pamiętam to wspomniane wcześniej Mistrzostwa. Na szczęście, sytuacja pomału zaczęła się zmieniać w kolejnym sezonie.

Na chwilę obecną nie jestem w stanie określić, kiedy pojawi się piąta część - jeszcze nie jest ona napisana. Kolejne odcinki będą pojawiać się rzadziej, prawdopodobnie raz w miesiącu.

28 grudnia 2018

310. Alexander Stöckl

Oto autografy  Alexandra Stöckla, austriackiego skoczka narciarskiego i trenera skoków narciarskich. Zawodnikiem był bardzo słabym: tylko w sezonie 1992/1993 zdobył jeden punkt Pucharu Świata, co pozwoliło mu zająć 59. lokatę w klasyfikacji generalnej. Po zakończeniu swojej niezbyt bogatej kariery zajął się trenowaniem zawodników. W marcu 2011 objął norweską kadrę skoków,  która pod jego wodzą do dziś odnosi liczne sukcesy. Norwegia regularnie wygrywa Puchar Narodów, a poszczególni zawodnicy medale Mistrzostw Świata, Mistrzostw Świata w Lotach oraz Igrzysk Olimpijskich.


LICZNIK AUTOGRAFÓW ZDOBYTYCH W WIŚLE (lato): 55/63

26 grudnia 2018

309. Manuel Osborne-Paradis

Dziś na blogu - autograf Manuela Osborne-Paradisa, kanadyjskiego narciarza alpejskiego. To bardzo doświadczony zawodnik, startujący w Pucharze Świata od sezonu 2004/2005 i punktujący w każdej odsłonie aż do ostatniej, 2017/2018. Łącznie 12 razy stał na podium zawodów PŚ, trzykrotnie zwyciężając. Czterokrotnie brał udział w Igrzyskach Olimpijskich, począwszy od 2006 roku. W tym roku wystartował w Pjongczang w zjeździe gdzie był 14., oraz w supergigancie, który ukończył na 22. pozycji. Jest brązowym medalistą Mistrzostw Świata z Sankt Moritz z 2017 roku w zjeździe.

22 listopada tego roku w trakcie treningu przed Pucharem Świata w Lake Louise doznał kontuzji, która go wykluczyła ze startów w najbliższej przyszłości.

24 grudnia 2018

308. Anže Semenič

Oto autografy Anže Semeniča, słoweńskiego skoczka narciarskiego. W PŚ startuje od sezonu 2012/2013, pierwsze punkty zdobył w sezonie 2014/2015. Jego największym osiągnięciem jest zwycięstwo w zawodach PŚ w Zakopanem w sezonie 2017/2018. Była to najlepsza odsłona PŚ w jego wykonaniu - zdobył wówczas 256 punktów i zajął 22. miejsce w klasyfikacji generalnej. W tym sezonie punktował tylko raz, w Wiśle - za 26. lokatę dopisał do swojego dorobku 5 punktów. Ma bogate osiągnięcia w Pucharze Kontynentalnym: dwukrotnie wygrał klasyfikację generalną w sezonach 2012/2013 i 2014/2015. Startował na Igrzyskach w Pjongczang: na skoczni dużej zajął 30. miejsce, w drużynie Słowenia z jego udziałem była piąta. Jest drużynowym Wicemistrzem Świata w Lotach Narciarskich z tego roku, indywidualnie był 14. Autografy zdobyte osobiście w Wiśle.


LICZNIK AUTOGRAFÓW ZDOBYTYCH W WIŚLE (lato): 53/63

A z racji, że dziś Wigilia Bożego Narodzenia, wszystkim moim Czytelnikom - tym stałym, jak i tym okazjonalnym - chciałbym życzyć wesołych, spokojnych Świąt, spędzonych w gronie najbliższych osób.

22 grudnia 2018

307. Gino Caviezel

Przedstawiam autograf Gino Caviezela, szwajcarskiego narciarza alpejskiego. W Pucharze Świata startuje od sezonu 2011/2012, pierwsze punkty udało mu się wywalczyć sezon później. Jest srebrnym medalistą MŚ Juniorów z 2013 roku w kombinacji, jednak konkurencją w której startuje najczęściej jest gigant. Dwukrotnie brał udział w Igrzyskach Olimpijskich właśnie w tej dziedzinie: w Soczi zajął 30. miejsce, 4 lata później w Korei był już 15. Sześciokrotnie plasował się w czołowej "10" zawodów PŚ, najwyżej - na szóstym miejscu, w gigancie równoległym kilka dni temu we włoskim Alta Badia.

21 grudnia 2018

306. Alex Insam

Oto autograf Alexa Insama, włoskiego skoczka narciarskiego. Podopieczny Łukasza Kruczka uchodzi za wielki talent, jako junior zdobył tytuł Wicemistrza Świata Juniorów, jednak w karierze seniorskiej jak dotąd nie pokazał pełni swoich możliwości. Od sezonu 2016/2017, kiedy to po raz pierwszy pomyślnie przebrnął przez kwalifikacje do zawodów PŚ punktował zaledwie 6 razy. Najlepszy jego rezultat to 15. miejsce w Planicy w sezonie 2016/2017. Brał udział w Igrzyskach Olimpijskich w Pjongczang - indywidualnie zajął 45. (skocznia normalna) i 23. miejsce (skocznia duża), w drużynie Włosi zajęli 11. lokatę. W obecnym sezonie, przed Turniejem Czterech Skoczni uzbierał 7 "oczek". Autograf zdobyty osobiście w Wiśle.


LICZNIK AUTOGRAFÓW ZDOBYTYCH W WIŚLE (lato): 51/63

18 grudnia 2018

305. Mikaela Shiffrin

Oto autografy Mikaeli Shiffrin, amerykańskiej narciarki alpejskiej. W Pucharze Świata startuje od sezonu 2011/2012. Jest jedną z najzdolniejszych i najbardziej utytułowanych zawodniczek w tej zimowej dyscyplinie: wygrała dwa ostatnie sezony w klasyfikacji generalnej (2016/2017 i 2017/2018), ma również na koncie 3 medale Igrzysk Olimpijskich: złoto z Soczi w slalomie, złoto z Pjongczang w gigancie oraz srebro, również z koreańskich Igrzysk w superkombinacji. Łącznie pięciokrotnie zdobyła Małą Kryształową Kulę w slalomie. Jest trzykrotną (z rzędu) Mistrzynią Świata w slalomie, w 2017 roku wywalczyła również tytuł Wicemistrzyni Świata w gigancie. Jej osiągnięcia w Pucharze Świata są iście imponujące: 68 podiów, w tym: 48 zwycięstw, 7 drugich i 13 trzeci miejsc. Statystyka ta z pewnością ulegnie poprawie, biorąc pod uwagę wiek Amerykanki, wynoszący niespełna 24 lata. Jako jedyna zawodniczka w historii kobiecego narciarstwa alpejskiego zwyciężyła we wszystkich sześciu dyscyplinach (slalom, zjazd, gigant, kombinacja, supergigant, slalom równoległy).

16 grudnia 2018

Wspomnienia Wojciecha (cz. III)

Oto trzecia część urodzinowych wspominek. Pierwszą można znaleźć tutaj, a drugą - tutaj.

SEZON V - 2004/2005
Piąty sezon, a szczególnie jego początek był lekko monotonny - 4 pierwsze konkursy wygrał Janne Ahonen, piąte zawody wygrał Adam Małysz, potem kolejne 6 znów popularny Fin. Ciekawie się zrobiło przed konkursem w Bischofshofen - oto człowiek-maska stanął przed szansą powtórzenia osiągnięcia Hannawalda sprzed 3 lat - niestety, triumf w czwartym konkursie niemiecko-austriackiego turnieju sprzątnął mu sprzed nosa Martin Höllwarth. Taka monotonia nie sprzyjała zapamiętywaniu poszczególnych zawodów, toteż przeskoczmy do konkursów w Zakopanem. Tutaj dwukrotnie triumfował Adam Małysz, który po raz kolejny doskonale się zaprezentował przed jedyną w swoją rodzaju polską publicznością. Pierwszy konkurs wygrał wespół z Roarem Ljøkelsøyem - podwójne zwycięstwo przytrafiło się po raz pierwszy od bardzo długiego czasu. Dwa tygodnie później przyszedł na próbę przedolimpijską we włoskiej miejscowości Pragelato. Zdecydowanie największą sensacją był fakt, że to nie Adam Małysz, a Kamil Stoch zajął najlepsze miejsce spośród Polaków. Niespełna 18-letni Zębianin zajął wtedy 7. miejsce, o 10 lat starszy Wiślanin był 9. To były pierwsze (i jedyne punkty) Stocha w tym sezonie, jednak jak na debiut zdobył ich dużo, bo aż 36. Konkurs życia rozegrał wówczas Włoch, Stefano Chiapolino, dzisiaj kompletnie zapomniany i niezajmujący się skokami narciarskimi. Po tym weekendzie przyszedł czas na MŚ w narciarstwie klasycznym

OBERSTDORF 2005
Niespełna dwa miesiące po pierwszym konkursie Turnieju Czterech Skoczni skoczkowie ponownie zawitali do Oberstdorfu, tym razem by między sobą rozstrzygnąć, kto zostanie Mistrzem Świata na kolejne dwa lata. Skoczkowie rywalizowali o cztery komplety medali  w dwóch konkursach indywidualnych i dwóch drużynowych, rozgrywanych na normalnym i dużym obiekcie. Oczywiście, najbardziej zapamiętałem konkurs indywidualnym na normalnej skoczni, który zakończył się sensacyjnym zwycięstwem Roka Benkoviča. Słoweniec skakał dobrze, jednak nie wybitnie, przez co jego triumf był niemałym zaskoczeniem (do końca swojej kariery zawodniczej nie stanął na podium zawodów PŚ). Medal de facto zapewnił sobie już w pierwszej serii, bijąc zimowy rekord skoczni i lądując na 101 metrze. Drugi skok był aż o 10 metrów krótszy, jednak przewaga z I kolejki wystarczyła, by Słoweniec zwyciężył. W pozostałych konkursach niespodzianek nie było: obie drużynówki wygrali Austriacy, a Mistrzem Świata na dużym obiekcie został Janne Ahonen.

Turniej Nordycki to seria sukcesów Mattiego Hautamätkiego, który wyrównał osiągnięcie Ahonena z początku sezonu, wygrywając 6 konkursów PŚ z rzędu. Ostatni weekend sezonu 2004/2005 w mojej pamięci zapisał się jako jeden z najciekawszych widowisk, jakie miałem okazję oglądać.

PLANICA 2005
Może nie tyle weekend, co drugi konkurs był nadzwyczaj emocjonujący, w którym było wszystko niezbędne do wytworzenia atmosfery przepełnionej dramaturgią: wzloty i upadki (dosłownie), euforia zwycięstwa i gorycz porażki. To była również druga bitwa na rekordy świata w długości lotu, a zaczęła się w serii próbnej, gdy to Norweg Tommy Ingebrigtsen wyrównał rekord świata sprzed dwóch lat, lądując na 231 metrze. Kilka chwil później kolejny reprezentant skandynawskiego kraju tym razem pobił ten rekord: Romøren wygrał serię próbną z wynikiem 234,5 metra. Obsługa skoczni uwijała się jak w ukropie, by informacja na skoczni o rekordzie świata była aktualna. Pierwsza seria przyniosła aż 4 skoki ponad 230-metrowe, z których to najdalszy był Ahonena - 233 metry. Druga seria to był już teatr trzech aktorów, wspaniałych lotników którzy pokazali niesamowitą klasę. Hautamätki, który już wygrał 6 konkursów z rzędu, chciał pobić wyczyn Ahonena i wygrać siódmy - był jednak 8. po pierwszej serii, więc potrzebował dobrego skoku, by nawiązać walkę ze ścisłą czołówką. No, skok mu wyszedł bardzo dobry, ba - rekordowy. Wynik 235,5 metra oznaczał prowadzenie, a przy okazji nowy rekord globu w długości lotu. Na trzecią poprawkę tego dnia nie trzeba było długo czekać - czwarty po I serii Romøren dorzucił 3,5 metra, lądując (i ustając) skok na niebotycznym dystansie 239 metrów, obejmując prowadzenie. Dwaj kolejni zawodnicy nie ustali swoich prób: Ingebrigtsen skoczył 236, a Ahonen wręcz nieziemskie 240 metrów. Upadek tego drugiego wyglądał bardzo groźnie: uderzył on najpierw kością ogonową, a potem tyłem głowy o prawie że już płaski zeskok. W powtórce było widać wyraźnie, że poleciałby jeszcze dalej, wbijał narty w podłoże, by skrócić skok. Ostatni na belce, Ljøkelsøy, nie ryzykował i zakończył zawody na 2. miejscu.

Podsumowując - było jak u Hitchcocka. Zaczęło się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie już tylko rosło. Znów granica rekordu przesunęła się, tym razem aż o 8 metrów.
Ostatecznie, Adam Małysz zajął 4. miejsce w klasyfikacji generalnej, natomiast drugie zwycięstwo z rzędu odniósł Janne Ahonen. Sezon z jednej strony był monotonny - dwóch Finów wygrało łącznie 18 konkursów indywidualnych, z drugiej - kilka konkursów było niezwykle emocjonujących, które zostały zapamiętane przez kibiców skoków narciarskich. Na pewno cieszył powrót Adama Małysza do dobrej formy, a także udany debiut Kamila Stocha w Pucharze Świata.

SEZON VI - 2005/2006
Początek szóstego sezonu w ogóle mi nie utkwił w pamięci - po 12 latach nie jestem w stanie przypomnieć sobie żadnego konkursu, z którego zapamiętałbym zwycięzcę, jakiś szczególny skok czy też wydarzenie. Pierwszym wydarzeniem z szóstego sezonu, który chciałbym opisać jest Turniej Czterech Skoczni. Działo się dużo, więc zasługuje to na oddzielny akapit.

54. TURNIEJ CZTERECH SKOCZNI
Oczywiście najbardziej znamiennym wydarzeniem całego turnieju było dwóch zwycięzców, którzy po ośmiu skokach uzyskali taką samą notę: 1081,5 punktu. Mowa tu oczywiście o Jakubie Jandzie i Janne Ahonenie. Nigdy wcześniej taka sytuacja nie miała miejsca, do tej pory ta odsłona turnieju jest jedyną, gdzie dwóch zawodników musiało podzielić się triumfem w całej klasyfikacji. Obaj panowie prezentowali równą dyspozycję przez całą imprezę: Ahonen wygrał dwa konkursy, Janda jeden, jednak to on stawał na podium w każdych zawodach. Z pewnością każdy fan skoków zna film pod tytułem "Szaran matematyk", w którym to Włodzimierz Szaranowicz próbuje określić zwycięzcę Turnieju w chwili, gdy realizator zwleka z pokazaniem klasyfikacji generalnej. Gdyby ktoś go nie znał, albo chciał go sobie przypomnieć, oto zapis tego krótkiego monologu:

A tymczasem ani widu, ani słychu, żadnej informacji. No i czekamy w takim razie na oficjalne ogłoszenie kto będzie zwycięzcą. No to jest sytuacja, której właściwie nikt sobie nie mógł wyobrazić. 58,5 w pierwszej serii otrzymał noty za styl Jakub Janda i prowadził o punkt i prowadził proszę państwa o trzy punkty! A więc Jakub Janda. Jakub Janda! Jakub Janda, obok Jiri Raski, jest po raz drugi zwycięzcą Turnieju Czterech Skoczni! Trzy punkty przewagi były przecież, dorzucił punkt, do dwóch które były po I serii! A zatem Bajc cieszył się, bo Jakub Janda... a tu mamy... 1081... 1081... po pierwszej serii, dwa po konkursie. Czyli dwa... I mamy dwóch zwycięzców! A więc uff... No, w tym wszystkim można naprawdę stracić nerwy...

Oczywiście wszelkie nawiązania do zawodników z przeszłości oraz mylenie faktów z czasów mniej odległych są specjalnością Szarana. Wielu za to uważa go za legendę polskiego komentarza, inni - wprost przeciwnie. Polacy się zaprezentowali słabo: Adam Małysz po niemieckiej części został wycofany z rywalizacji w związku z niesatysfakcjonującymi wynikami, natomiast Kamil Stoch zajął 34. miejsce. Dla młodego Zębianina to był pierwszy Turniej Czterech Skoczni. Za każdym razem przebrnął przez kwalifikacje, a raz awansował do II serii.
Potem przyszedł czas na kolejne Mistrzostwa Świata w lotach. Tu również moja pamięć jest mocno dziurawa, jednak konkursy nie były porywające. Loty nie były zbyt odległe (dość powiedzieć, że w czteroseryjnym konkursie bariera 200 metrów była łamana zaledwie 7 razy), w przeciwieństwie do miejsc Polaków, które takowe były. Najlepszy Polak - Robert Mateja - zajął 19. miejsce, oczko niżej uplasował się Adam Małysz. Po drugi tytuł z rzędu sięgnął Roar Ljøkelsøy.

Dalej Puchar Świata przeniósł się do Sapporo - tam zadebiutował Piotr Żyła, dwukrotnie punktując - zajął 19. i 20. miejsce. Po powrocie z Azji przyszedł czas na Zakopane - były to chyba najsmutniejsze i najbardziej dojmujące zawody rozegrane w Polsce. W trakcie pierwszego konkursu, w dniu 28 stycznia 2006 roku doszło do zawalenie się dachu hali Międzynarodowych Targów Katowickich położonej na granicy Katowic i Chorzowa, podczas trwania wystawy gołębi pocztowych. Zginęło 65 osób, a ponad 170 zostało rannych. Na drugi dzień, na trybunach panowała przejmująca cisza - nieliczni tylko uaktywniali się, gdy Polak siadał na belce. Zawsze radosne zawody, przez wielu uznawane za najlepsze w całym sezonie, teraz były przejmująco spokojne, stonowane i ciche, z zachowaniem powagi sytuacji. Punktowali Adam Małysz, Kamil Stoch i Stefan Hula, wygrał dwa razy Hautamäki. Dalej było Willingen, a potem najważniejsza impreza czterolecia.

DYGRESJA NR 2 - SKOKI W TV
Ale zanim przejdziemy do Igrzysk Olimpijskich, czas na drugą dygresję. Telewizja - wiadomo, okno na świat skoków narciarskich. Źródło wszystkich transmisji i wiedzy eksperckiej. No, tak było z całą pewnością w 2006 roku -nikt wtedy nie słyszał o transmisjach internetowych, czy to za pośrednictwem Eurosport Player czy też sport.tvp.pl. Portale internetowe ograniczały się jedynie do podawania wyników z zawodów - warto tu wspomnieć o serwisach skokinarciarskie.pl oraz skijumping.pl, które działały już od 6 lat i działają do dziś. Ten pierwszy doświadcza stagnacji, drugi nieustannie się rozwija. Wracając do telewizji - w moim domu miała miejsca mała rewolucja - 8 lutego 2006 zagościła telewizja satelitarna, a wraz z nią stacja Eurosport. Wraz z kolejnymi transmisjami zacząłem odkrywać kolejne sporty - biegi narciarskie, biathlon, kombinację norweską, narciarstwo alpejskie, saneczkarstwo, skeleton, snooker, bowls... była tego cała masa. Do stałego repertuaru włączyłem biegi, kombinację, biathlon, snookera i jak czas pozwalał - także narciarstwo alpejskie, ale z racji długich godzin spędzonych na transmisjach traktowałem je nieco po macoszemu. Komentatorzy Eurosportu od początku wydawali mi się lepsi, posiadający bogatszą wiedzę i ciekawsze słownictwo. Od razu bardziej polubiłem transmisje z udziałem Marka Rudzińskiego i Bogdana Chruścickiego, których komentarz lepiej oddawał sytuację na skoczni, a także był bardziej humorystyczny i pozwalał lepiej się zorientować w aktualnej klasyfikacji. Oczywiście, niektóre dyscypliny poznałem po raz pierwszy - w nie wprowadzali mnie Igor Błachut (kombinacja norweska, za kilka lat stanie się jednym z popularniejszych głosów Eurosportu), Witold Domański (specjalista od narciarstwa alpejskiego), Krzysztof Wyrzykowski i Tomasz Jaroński (znawcy biathlonu i kolarstwa) oraz Rafał Jewtuch i Przemysław Kruk (znają wszystkie tajniki snookera). Snookera zostawimy (a może jakaś dygresja się pojawi...), w dalszych częściach będę nawiązywać do sportów zimowych, nie tylko do skoków.

ZIMOWE IGRZYSKA OLIMPIJSKIE 2006
Pierwsza wielka impreza, która nie zostałaby zapamiętana w takim stopniu, gdyby nie biały talerz przytwierdzony do ściany bloku, w którym mieszkam. Z perspektywy 12-latka, w skokach niewiele się działo. Na skoczni normalnej duże zaskoczenie miało miejsce po I serii (prowadził Dmitrij Wasiljew), jak i na koniec konkursu (wygrał Norweg Lars Bystøl, który w zawodach PŚ wygrał tylko raz). Małysz był 7., Stoch 16. Na obiekcie dużym wygrał Thomas Morgenstern, wyprzedzając o 0,1 Andreasa Koflera - Polacy byli odpowiednio na 14. i 26. miejscu. Trzecie miejsce zajął Bystøl. W konkursie drużynowym Polacy zajęli przyzwoite, 5. miejsce. Jednak najwięcej miejsca poświęcę biathlonowi - a dokładniej, biegowi masowemu, rozegranemu 25 lutego 2006.

Dzień dobry państwu, przedostatni dzień zmagań w igrzyskach olimpijskich, zimowych igrzyskach olimpijskich w Turynie, ostatni dzień kiedy na stadionie w San Sicario pojawią się biathloniści. I z tego stadionu witają państwa: Krzysztof Wyrzykowski i Tomasz Jaroński.

Tymi słowami dwóch dżentelmenów powitało widzów Eurosportu, którzy zdecydowali się obejrzeć zawody biathlonistów w starcie masowym. Zawodnicy mieli do przebiegnięcia 15 kilometrów oraz cztery strzelania: dwa w pozycji leżącej i stojącej. W razie pomyłki musieli przebiec dodatkowe 150 metrów karnej rundy. Z numerem 12 startował jedyny Polak: Tomasz Sikora. Wówczas miał na koncie tytuł Mistrza Świata z 1995 roku w biegu indywidualnym oraz dwa inne medale MŚ. W Pucharze Świata spisywał się dobrze, do pełni sukcesów brakowało mu dobrego występu na Igrzyskach Olimpijskich. Na pierwsze strzelanie wszyscy zawodnicy przybyli niemalże równocześnie.

Wszyscy ci, którzy się liczą, już są na strzelnicy. Andresen jako pierwszy zaczął strzelać, Bjoerndalen bardzo szybko strzelał, 16, 17 sekund niedawno tutaj w San Sicario, to była niebywała prędkość strzelania, Tomek jeszcze nie rozpoczął, patrzę na Bjoerndalena, na Sikorę, Sikora jeszcze nie, Bjoerndalen już, już wybiegł pierwszy, Wolf tuż za nim, dobrze Tomek, raz, rach ciach, dobrze, dwa, dwa, dwa, trzy, świetnie, cztery, jeszcze jeden, świetnie, jeszcze jeden, jest! Rach ciach ciach ciach! Brawo Tomasz Sikora! No pięć na pięć! Wspaniałe pierwsze strzelanie, mówiliśmy że to będzie ważne.

Prawda, że lepszy komentarz? Moim zdaniem znacznie bardziej wyluzowany, bo choć impreza była najwyższej wagi, to panowie Wyrzykowski i Jaroński zrezygnowali z nadmiernego patosu, jaki towarzyszy komentatorom telewizji publicznej i w pełni skupili się na tym, co się aktualnie dzieje na strzelnicy i trasie biegowej. Powiedzenie "rach ciach ciach" weszło do stałych cytatów pana Tomasza i pana Krzysztofa, a także dało tytuł dla książki " Rach-ciach-ciach czyli pchamy, pchamy!", opowiadającej o kulisach pracy komentatorów. Jest to świetna pozycja, którą mam w swojej biblioteczce  - oczywiście z podpisami autorów. Więcej można się dowiedzieć klikając tutaj.

Tomasz Sikora czwarty, z trójką Francuz Defranse, teraz Polak i dwóch Niemców, później Rosjanie. Bjoernalen znów szybko, potwornie szybko i celnie, Andresen chce go naśladować, na razie dobrze, Tomek jeszcze nie rozpoczął, Defranse też nie, Andresen trzy, Andresen spudłował, Bjoernalen 5 na 5, będzie trudno go pokonać, Andresen fatalnie, Defranse też spudłował, Tomek dobrze, raz! Cisza, dwa! Za chwilę trzy, tak, już jest trzy! Za chwilę cztery, jest cztery! I jeszcze raz Tomku, jest!! Pięć na pięć, brawo! Dziesięć na dziesięć, będzie drugi! Jak Bjoerndalen! A więc cudownie Sikora rozpoczyna te dzisiejsze zawody! Mówiliśmy o tym, że te dwa pierwsze strzelania będą bardzo ważne. Oczywiście dwa następne jeszcze ważniejsze! Ale to już nieważne.

Momenty, kiedy zawodnicy odwiedzają strzelnicę są kulminacyjne. Pudło oznacza karną rundę, której przebiegnięcie zajmuje średnio 20 sekund lub karną minutę w biegu indywidualnym. Oznacza to, że jeżeli zawodnik nie ma dużej przewagi w biegu, może ją stracić poprzez niecelne strzelanie. Wielokrotnie dobrzy biegacze marnowali duże zapasy czasowe poprzez wielokrotne okrążanie karnych pętli.

Bjoernalen wie, że od tego być może zależy jego złoty medal olimpijski. Nie ma jeszcze naszego Tomasza Sikory, nie ma jeszcze biegnącego z nim Miki Greisa. Zaczyna Bjoerndalen. 50 metrów, krążek jest teraz nieco większy, 115 milimetrów, bo to strzelanie jest dużo, dużo trudniejsze. Szybko strzela, 7 sekund na 3 strzały, 9 sekund na 4, aj spudłował! 150 metrów, rozpoczyna się nerwówka, Bjoerndalen, aj żeby Tomek się teraz nie śpieszył bardzo. Niech wypuści jeszcze tego Bjoerndalena ciut, ciut. Niech zdobędzie parę sekund przewagi, kilkanaście nad Greisem i Czudowem. Spokojnie, czekamy. Raz. Dwa. Trzy! Cztery! Jest, 15 na 15!! Cudowny Sikora 15 na 15! Stukają tu do nas Francuzi obok, stukają Szwedzi, (wreszcie ktoś do nas stuka) a Sikora pomknie za Bjoerndalenem!
To byłaby dla nas cudowna bajka olimpijska, dla nas ostatni już dzień relacji z biathlonu, jeszcze bieg pań. Jest Biełowa, ta która patrzy w tę lunetę i będzie tam analizować strzały Tomka. Ale on jest z daleka od tego wszystkiego. On teraz jest krok w krok za Bjoerndalenem i myśli tylko o jednym: jak by tu jeszcze strzelić 5 razy na czysto. Proszę państwa, pojedynek, wielki pojedynek dwóch wspaniałych biathlonistów: Bjoerndalen z jednej strony i Tomasz Sikora. Spokojnie: Bjoerndalen oczywiście szybciej. Liczy się efekt nie szybkość. 1:0 dla Bjoerndalena. 1:1, ale Bjoerndalen spudłował. Sikora nie. Dwa... Sikora trzy, Tomek... Cztery Tomek... Ojejej, ale Bjoerndalen ma dwie karne rundy, Sikora jedną! Greis jest groźny, niech ten Greis spudłuje! Skuś baba na dziada, wszyscy wołają! No, proszę państwa, no, będzie chyba medal, ale czyż wiadomo? Zależy to wszystko od strzelania tych trzech, gdzieś tam Tomek wybiegł, szkoda ten ostatni strzał, Greis dobrze, Defranse nie zaczął, Czudow nie zaczął, ten Svensen, Greis za szybko, Czudow, Defranse już spudłowali, Greis groźny, ale Tomasz Sikora już kończy rundę! Będzie przed Greisem, ale dosłownie o kilka sekund, a więc walka szalona, prowadzi Sikora!! Greis trzy, pięć sekund za nim, Sikora, Greis trzy sekundy, później chyba Bjoerndalen albo Czudow albo Svendsen!


Emocji było co niemiara. Niestety, Greis między czwartym strzelaniem a metą wyprzedził wyraźnie słabnącego Sikorę.

Już chyba wypuścił Greisa, już nie będzie z nim walczył, teraz musi się skoncentrować na Bjoerndalenie, który jak jakiś ekspres japoński albo TGV, albo jeszcze jakiś... jakaś rakieta goni Tomka Sikorę i mówiliśmy, że nie może dogonić, ale z Bjoerndalenem nic nigdy nie wiadomo. Może i dogoni, a może nie dogoni. Greis zdobędzie drugi indywidualny złoty medal, tam się zmniejsza ta różnica między Sikorą i Bjoerndalenem, będzie medal, ale po jakiej straszliwej walce i czy srebrny czy brązowy. Greis wyrwał na czoło, ten jeden nieszczęsny strzał skomplikował Tomkowi życie, ale jest wspaniale, jest cudownie, będzie srebro, nie wygra już chyba z nim Bjoerndalen - już chyba mówię, sam nie wiem co tutaj mówić, jeśli ten  Tomek zachowa metr, pół metra, 5 centymetrów, 3 centymetry, centymetr przewagi nad Bjoerndalenem. Greis jest złotym medalistą, drugi będzie Tomasz Sikora, pokażcie nam tego Tomka walczącego z Bjoerndalenem, Bjoerndalen rozpoczyna krokiem łyżwowym finisz, ale Bjoerndalen nie da rady. Ten Greis wygrał - całuje kibiców, a Tomasz Sikora jest proszę państwa jest drugi! Jest srebrny! Tomasz Sikora, brawo Tomek! Brawo, Brawo!

Pozwoliłem sobie na 5 długich cytatów, jednak moim zdaniem to były najbardziej emocjonujące zawody w biathlonie, jakie miałem okazje oglądać. Stawka była bardzo wysoka, szansa na sukces - jak najbardziej realna, a komentarz po prostu doskonały, idealnie podkreślający dramaturgię całego wydarzenia. Od tamtej pory biathlon oglądam wyłącznie w Eurosporcie, najchętniej - z komentarzem panów Wyrzykowskiego i Jarońskiego.

Oczywiście należy tutaj wspomnieć o brązowym medalu Justyny Kowalczyk w biegu na 30 km ze startu wspólnego - tej transmisji jednak nie oglądałem, więc nie mam jak się podzielić moimi wspomnieniami z tego wydarzenia.

W 2006 roku Polacy zdobyli 2 medale - jedno srebro i jeden brąz, powtarzając osiągnięcie sprzed 4 lat. Z jednej strony, po dziesięcioleciach posuchy nasi reprezentanci wreszcie zaczęli odnosić sukcesy, z drugiej - nie było progresu względem poprzednich Igrzysk.

Wracając do skoków, które do końca sezonu pozostawały w ścisłym kręgu moich zainteresowań:  w ostatniej części sezonu największym zaskoczeniem był triumf Adama Małysza w Oslo na zakończenie Turnieju Nordyckiego - było to pierwsze zwycięstwo Wiślanina od ponad roku. Polak zakończył sezon 2005/2006 na 9. miejscu. W tym konkursie zadebiutował młody, zdolny, ale jeszcze nieznany szerszej publiczności 16-letni Gregor Schlierenzauer, zajmując bardzo dobrą, 24. lokatę.

Ciekawa rzecz wydarzyła się w Planicy na zakończenie sezonu: Jakub Janda, będący pewny zwycięstwa w klasyfikacji generalnej, zrezygnował ze startu w finałowych zawodach. Dzień wcześniej zajął odległe, 29. miejsce. Jak sam wielokrotnie przyznawał, nie lubił startować na największych obiektach, co znajdowało odzwierciedlenie w wynikach na tych obiektach. W drugiej części sezonu Czech już nie błyszczał, jednak przyzwoite występy pozwalały utrzymywać bezpieczną przewagę nad rywalami zdobytą na początku sezonu, kiedy to Janda dzielił i rządził na skoczniach. Z tego sezonu najbardziej utkwiły mi w pamięci Turniej Czterech Skoczni i Igrzyska Olimpijskie. Po zakończeniu tej odsłony Pucharu Świata ze stanowiskiem trenera polskiej reprezentacji pożegnał się Heinz Kuttin, a jego miejsce zajął Hannu Lepistö.


Koniec trzeciej części. Kolejna nie za tydzień, a za dwa - 30 grudnia.

14 grudnia 2018

304. Eddie Edwards

Dziś na blogu - autografy od skoczka zupełnie wyjątkowego. Po pierwsze, pochodzi z kraju gdzie skoki są dyscypliną nieco egzotyczną, bowiem z Wielkiej Brytanii (swoją drogą, po raz pierwszy pokazuję na blogu autografy od zawodnika z tego kraju). Po drugie - zawodnik ten w sporcie niczego nie osiągnął, a mimo to jest znany w świecie sportowym, a nawet zrealizowano o nim film. Nagłówek wszystko zdradza - chodzi oczywiście o Eddiego Edwardsa, znanego jako "The Eagle", czyli "Orzeł". Jego dorobek punktowy we wszystkich zawodach wynosi zero. W PŚ zadebiutował w sezonie 1986/1987, a najczęściej startował w kolejnej jego odsłonie. Myślę, że tu warto przytoczyć miejsca, które zajmował w trakcie Turnieju Czterech Skoczni: 112. w Oberstdorfie, 110. w Ga-Pa, 120. w Innsbrucku i jeszcze raz 120. w Bischofshofen. W 36. TCS zajął 132. lokatę. Wystartował w konkursach olimpijskich w Calgary w 1988 roku, dwukrotnie zajmując ostatnie miejsce. Jego występy stały się przyczynkiem do wprowadzenia serii kwalifikacyjnej przed zawodami indywidualnymi w skokach narciarskich. Jego cechą charakterystyczną było oddawanie skoków w okularach. Jako zawodnik, rzadko kiedy wyprzedzał któregokolwiek z rywali.


13 grudnia 2018

303. Borek Sedlák

Przedstawiam autografy Borka Sedláka, czeskiego skoczka narciarskiego. W Pucharze Świata zadebiutował już w sezonie 1999/2000, czterokrotnie nie kwalifikując się do zawodów w ramach Turnieju Czterech Skoczni. Pierwsze punkty zdobył dopiero w sezonie 2005/2006, a jego najlepsze sezony to 2007/2008 (wówczas zajął najwyższą lokatę w klasyfikacji generalnej - 47) oraz 2010/2011 (wtedy wywalczył największą zdobycz punktową - 56 "oczek"). Po sezonie 2013/2014 zakończył karierę sportową, a od 2016 roku jest wicedyrektorem PŚ w skokach narciarskich, zastępując na tym stanowisku Mirana Tepeša.


LICZNIK AUTOGRAFÓW ZDOBYTYCH W WIŚLE (lato): 50/63

11 grudnia 2018

302. Erik Guay

Oto podpis Erika Guaya, kanadyjskiego narciarza alpejskiego. W Pucharze Świata startuje od sezonu 2002/2003, a jego najlepsza pozycja w klasyfikacji generalnej to 12. miejsce w sezonie 2006/2007. Jest dwukrotnym Mistrzem Świata: w 2011 roku w Garmisch-Partenkirchen wygrał konkurs w zjeździe, 6 lat później w Sankt Moritz był najlepszy w supergigancie. Na tym samym czempionacie zajął 2. miejsce w zjeździe. Łącznie 25 razy stał na podium zawodów PŚ: 5 razy wygrał, 8 razy był drugi i 12 razy trzeci.

9 grudnia 2018

Wspomnienia Wojciecha (cz. II)

Zapraszam do lektury drugiej części urodzinowej serii. Pierwsza część dostępna jest tutaj.

SEZON III - 2002/2003
Początku trzeciego sezonu nie zapamiętałem jakoś szczególnie - Adam Małysz skakał dobrze, regularnie zajmując miejsce w czołowej dziesiątce. Nie było jednak już takiego błysku jak na początku - w zawodach triumfowali inni zawodnicy. Tak na dobrą sprawę, do pewnego momentu sezon był bardzo wyrównany - zawody wygrywali różni zawodnicy, Sven Hannawald do momentu rozpoczęcia Mistrzostw Świata miał ich najwięcej, bo aż sześć. Dodatkowo, na podium meldowali się tacy zawodnicy jak Christian Nagiler czy Mathias Hafele - w późniejszych sezonach ta sztuka im się nie udawała. Do momentu rozpoczęcia Mistrzostw Świata w klasyfikacji prowadził Hannawald, jednak na plecach czuł oddech Andreasa Widhölzla , bowiem tracił do niego tylko 10 punktów. Po zawodach w Willingen przyszła długo oczekiwana impreza sezonu.
 
PREDAZZO 2003
Przed Mistrzostwami Adam Małysz był czwarty w klasyfikacji, z niewielką stratą do Niemca. Nadzieje były jak zawsze ogromne - 15 lat temu mogliśmy liczyć w zasadzie wyłącznie na sukcesy skoczków (a w zasadzie jednego skoczka, pozostali reprezentanci spisywali się co najwyżej przeciętnie, a z reguły po prostu źle). Małysz był oczywiście stawiany w roli faworyta, choć oczywiście z racji wyrównanej stawki nie był jedynym pretendentem do zostania czempionem na kolejne dwa lata.
 
Pierwsze zawody odbyły się na dużym obiekcie. Małysz po I serii był drugi, nieznacznie przegrywając z Mattim Hautamäkim. W drugiej serii nie dał szans swoim rywalom: huknął 136 metrów, bijąc rekord skoczni i zdobywając swój pierwszy tytuł mistrzowski na dużym obiekcie. W pamięć wbił mi się komentarz Włodzimierza Szaranowicza, który tymi słowami skomentował drugi skok Polaka:
 
I jest Adam Małysz. Sto trzydzieści dwa-trzy metry, może dalej, wtedy będzie złoto. Po złoto, po medal, dla nas, dla wszystkich, PO ZŁOTO!! Pięknie! Pięknie! Jest medal, jest medal, ale myślę że jest złoto! Złoty medal, sto trzydzieści sześć metrów! Sto trzydzieści sześć metrów, Adam kochamy Cię! Sto trzydzieści sześć metrów, złoty medal Małysza na Mistrzostwach Świata, nie może tego skoczyć Hautamäki. Życzę mu tego! Poczekam, przeproszę państwa, ale wydaje mi się, że nie może skoczyć.
 
I Hautamäki nie skoczył, wprawiając w zachwyt wszystkich polskich kibiców. Po tym konkursie wiadome było, kto będzie najgroźniejszy na normalnym obiekcie. Szanse na obronę tytułu sprzed dwóch lat były bardzo duże. Po pierwszej serii Małysz prowadził. Co było w drugiej - nie będę się silić na przesadną oryginalność, ponownie przytoczę komentarz Włodzimierza Szaranowicza, który idealnie opisał to, co się działo na skoczni.
 
No i teraz zostaje tylko jeden: Adam Małysz. Czy będzie czwartym w historii który wygra dwa złote medale? Rozpoczął to słynny Virkola w 66 roku, później Garij Napałkow w 70 roku, w 74 - ostatni, prawie 30 lat temu był słynny Hans-Georg Aschenbach, ale to jest być może dekada Adama Małysza. To nie jest jego ostatnie słowo. No i popatrzmy, czy dzisiaj pofrunie za chwilę po drugi złoty medal, 104 było w pierwszej serii i za chwilę wszystko będziemy wiedzieli, Adam Małysz w powietrzu, płyń, płyń,płyń, jeiijeest! Jest! Nikt mu tego nie zabierze, po prostu sam sobie to wyrwał! Przeciwko naturze, przeciwko rywalom! Pięknie, jest złoty medal, noty fantastyczne! A odległość 107,5 metra! Drugie mistrzostwo świata z rekordem skoczni - tak tylko wygrywają najwięksi w historii! I on do tej historii wskoczył tak łatwo, tak pięknie i tak wzruszająco dla wszystkich!
 
Po zdominowaniu Mistrzostw Świata Małysz nie zwalniał tempa: wygrał wszystkie indywidualne konkursy Turnieju Nordyckiego i oczywiście klasyfikację generalną. Przed dwoma ostatnimi zawodami w Planicy miał 122 punkty przewagi nad drugim Hautamäkim. Kryształowa Kula była wielce prawdopodobna, ale jeszcze nie pewna na sto procent. Ale co to się działo w ostatni weekend sezonu również zasługuje na oddzielny akapit...
 
PLANICA 2003
To było trzecie zakończenie sezonu, które śledziłem, jednak po raz pierwszy mogłem na żywo oglądać pierwszą bitwę na rekordy świata - poprzednia miała miejsce 3 lata wcześniej, a jej skutkiem było przesunięcie granicy możliwości skoczka narciarskiego z odległości 219,5 metra na dystans 225 metrów. Emocjonujący weekend zaczął się już od serii treningowej - wtedy to Adam Małysz został współrekordzistą skoczni, lądując na 225 metrze. Choć Orzeł z Wisły był w szczytowej formie, to na skoczniach mamucich nigdy nie święcił triumfów - spośród 24 zwycięstw, na największych obiektach triumfował dwukrotnie (było to w styczniu 2001 w Harrachovie). Małysz był współrekordzistą świata przez kilkadziesiąt minut, może godzinę - po dwóch seriach treningowych przyszedł czas na kwalifikacje do zawodów indywidualnych. Wygrał je Stefan Thurnbichler, jednak to zeszło na dalszy plan - Matti Hautamäki, mający zapewniony udział skoczył 227,5 metra, zostając nowym rekordzistą obiektu i globu. Na następny dzień, w piątek odbyły się zawody drużynowe, które wygrała reprezentacji Finlandii z Mattim Hautamäkim na czele. Kolejny dzień zawodów przyniósł nowy rekord - będący w życiowej formie Fin w serii próbnej pobił swój rekord, osiągając wynik 228,5 metra, wygrywając także konkurs (choć jego przewaga nad drugim Małyszem wyniosła zaledwie 1,2 punktu). Przed finałem sezonu Polak zapewnił sobie trzecią z rzędu Kryształową Kulę w swojej karierze, stając się tym samym pierwszym zawodnikiem, który tego czynu dokonał. Ci, którzy spodziewali się że już nic się nie wydarzy, byli w błędzie. W ostatnich zawodach sezonu Hautamäki po raz kolejny pokazał, że jest wybitnym lotnikiem, trzeci raz bijąc swój rekord świata - w pierwszej serii poszybował na 231 metr - kolejna psychologiczna bariera została złamana. Cały weekend obfitował w niesamowite wydarzenia, które pomimo upływu lat pamiętam do dziś.
 
PODSUMOWANIE
Pierwsze trzy sezony miały bardzo duży wpływ na moją osobę - znalazłem pasję, która towarzyszy mi do tej pory (a nawet cały czas się rozwija). Już mając 9 lat przylgnęła do mnie łatka osoby pasjonującej się skokami - trwa to do teraz i w ogóle mi to nie przeszkadza. A, i przy okazji nauczyłem się bezbłędnie liczb trzycyfrowych, co dla wielu moich rówieśników było nieosiągalne w tamtym czasie. Dobra znajomość matematyki na poziomie II klasy szkoły podstawowej pozwoliła mi odnaleźć się w punktacji zawodów - co było przyznawane za odległość, a co za styl. Z niemałym zniecierpliwieniem oczekiwałem kolejnych sezonów i zawodów.
 
SEZON IV - 2003/2004
Początek kolejnego sezonu zapowiadał się zupełnie obiecująco: Adam Małysz na otwarcie sezonu w Kuusamo dwukrotnie był drugi i objął prowadzenie w klasyfikacji PŚ. Kolejne zmagania były to odwoływane, to przekładane ze względu na wyjątkowo niekorzystne warunki atmosferyczne. Do Turnieju Czterech Skoczni rozegrano tylko 5 konkursów. Tamten turniej zapamiętałem głównie ze względu na fenomenalną formę Norwega Sigurda Pettersena, który wygrał 3 z 4 konkursów. Czwarty konkurs w Innsbrucku wygrał wówczas Słoweniec Peter Žonta, po raz pierwszy i jedyny w karierze. Notabene, skok Pettersena na odległość 143,5 metra jest do dziś oficjalnym zimowym rekordem skoczni w Oberstdorfie. Skoro jesteśmy przy najbardziej  prestiżowym turnieju w sezonie, pora na małą dygresję z tym związaną:
 
DYGRESJA NR 1 - Skoki vs. szkoła
Skoki mają to do siebie, że co do zasady są sportem weekendowym, emitowanym w porze obiadowej. Utarło się, że transmisja skoków bez odgłosów łyżek i widelców uderzających o talerze znacznie traci na swym uroku, a fani teleturnieju Karola Strasburgera mają twardy orzech do zgryzienia, co obejrzeć w sobotnie i niedzielnie popołudnie. Niemniej jednak, są od tego wyjątki, jak japońskie konkursy, czy też Turniej Czterech Skoczni. I o ile z pierwszymi dwoma problemu nie ma (chociaż, pisząc z mojej perspektywy, powinienem raczej użyć czasu przeszłego) z racji ferii świątecznych, tak austriackie konkursy od lat przysparzają problemów wszystkim uczniom, którzy chcą je obejrzeć. Częściowo sprawa się rozwiązała w 2011 roku, kiedy to uroczystość Sześciu Trzech Króli stała się dniem wolnym od pracy. Wcześniej nie było tak kolorowo, więc trzeba było kombinować. W pierwszych latach XXI wieku uczniowie w szkołach nie mieli telefonów komórkowych (swój pierwszy telefon dostałem w 2005 roku, do dziś pamiętam - Nokia 6610i), na których mogliby obejrzeć konkurs. Zresztą, uruchomienie aplikacji internetowej było powodem niemałej paniki, gdyż pobrane dane mogły zwielokrotnić opłatę za telefon... W każdym razie, jedynym sposobem na obejrzenie skoków było udanie się do domu i włączenie telewizora. Cóż jednak począć, gdy zajęcia kończyły się później? Najprostszy sposób - poprosić mamę o zwolnienie z kilku ostatnich lekcji. Powodem była oczywiście planowa wizyta u lekarza. Metoda prosta, a jednocześnie trudna do podważenia ze strony nauczyciela. Dzięki temu wszystkie konkursy mogłem obejrzeć w domowym zaciszu, nie obawiając się że cokolwiek stracę.
 
Po Turnieju Czterech Skoczni kolejne zapamiętane przeze mnie konkursy to oczywiście zawody w zimowej stolicy Polski - nasi kibice ponownie dopisali, tłumnie wypełniając trybuny, a Adam Małysz spisał się bardzo dobrze, dwukrotnie zajmując drugie miejsce. Pierwszy konkurs wygrał wtedy Michael Uhrmann, bardzo dobry niemiecki zawodnik, dla którego był to pierwszy triumf w zawodach tej rangi. Również wtedy w Pucharze Świata zadebiutował nieznany szerszej publiczności Kamil Stoch, 17-letni junior z nieodległego Zębu. Jednak skok na odległość 105,5 metra w konkursie dał mu odległe, 49. miejsce w konkursie. Oczywiście, najsłynniejszy "skok" weekendu oddał Wolfgang Loitzl -  po raz pierwszy w historii zawodnik zsunął się nie po rozbiegu, a wzdłuż niego. Szczęśliwie wyhamował przed progiem - upadek z kilku metrów mógłby być groźny dla Austriaka. Widownia, a także komentujący zawody w TVP Włodzimierz Szaranowicz wpadli w niemałe zakłopotanie. Austriak dostał pozwolenie na powtórzenie swojej próby na koniec I serii. Po już prawidłowo oddanym skoku wyświetliła się jego aktualna pozycja: 31. miejsce. Jak pech, to pech...
 
Następnie cała karuzela ruszyła na wschód, gdzie kolejnym przystankiem była Japonia.
 
Tutaj chciałbym się zatrzymać nad konkursem w Hakubie, który szczególnie mi zapadł w pamięć: to był typowy konkurs robiony wyraźnie na siłę, wiele zawodów wypadło z kalendarza, więc trzeba było czymś załatać te dziury. Znalezione w archiwach FISu wyniki potwierdziły moje wspomnienia: w I serii tylko jeden zawodnik przekroczył punkt K (był to Hautamätki, jego odległość to 122,5 metra), by zakwalifikować się do II rundy należało osiągnąć zawrotną notę 60,7 punktu, którą się zdobywało lądując mniej więcej na 93-94 metrze. Druga seria już bardziej przypominała konkurs Pucharu Świata, a nie zmagania niedoświadczonych żółtodziobów, walczących o przetrwanie w powietrzu. Piszę o tym głównie dlatego, że obecnie takie konkursy już nie mają miejsca - sędziowie na takie zdarzenia reagują podwyższeniem belki startowej. Jednak wtedy bramka była nietykalna - jakakolwiek jej zmiana wymuszała anulowanie dotychczasowej rywalizacji i rozpoczęcie całej zabawy od nowa. Z jednej strony umożliwia to utrzymanie zawodów na przyzwoitym poziomie (nie zawsze - ale o tym później), z drugiej - czasem tęsknię za takimi szalonymi konkursami, które dodają pikanterii całej rywalizacji, a także sprawdzają, czy najlepsi zawodnicy są w stanie poradzić sobie w skrajnych warunkach (oczywiście, o ile nie jest zagrożenie ich bezpieczeństwo).
 
Miesiąc później od tego konkursu miały miejsce Mistrzostwa Świata w Lotach Narciarskich w Planicy - było to w lutym, a PŚ już nie wrócił na koniec sezonu do Słowenii. Wygrał je Roar Ljøkelsøy, Małysz wtedy był 11, jednak najsławniejszy skok oddał wówczas Robert Mateja - w I serii konkursu indywidualnego skoczył 85 metrów. Kilka lat później stał się on podstawą do stworzenia przeróbek, w których to podłożony komentarz Włodzimierza Szaranowicza wskazywałby na nieopisaną radość po tym skoku, a do Matei przylgnęła łatka nieudacznika, nielota który zawsze obija bulę skoczni. Wiadomo, 85 metrów na mamucie nie jest powodem do zadowolenia, niemniej jednak Mateja wiele razy pokazywał się z dobrej strony - pod koniec lat 90. był jednym z najlepiej skaczących Polaków, a w 1997 roku nawet zajął 5. miejsce na MŚ w Trondheim na skoczni normalnej. Co więcej, jako pierwszy Polak oddał skok na odległość większą niż 200 metrów. Toteż uważam, że opinia która się utarła w wyniku popularyzacji tego skoku (szczególnie na YouTubie), jest niesprawiedliwa i krzywdząca względem Matei.
 
Kolejne zawody, które zapamiętałem to PŚ w Park City, na skoczniach gdzie 2 lata wcześniej odbyły się olimpijskie konkursy. W trakcie treningu Adam Małysz miał groźny upadek, w wyniku którego na kilkadziesiąt sekund stracił przytomność, jednak ostatecznie skończyło się tylko na otarciach i obiciach. Mimo wszystko, wydarzenie to wykluczyło go z dalszej rywalizacji w sezonie i na zawodach już nie pojawił.
 
W klasyfikacji generalnej było bardzo ciekawie (choć, z mojej perspektywy, w obliczu wykluczenia idola, nie zajmowałem się tym szczególnie) - wygrał Janne Ahonen, który wyprzedził Roara Ljøkelsøya o zaledwie dziesięć punktów. Adam Małysz zakończył sezon na 12. miejscu. Jego słabsza postawa, w porównaniu z poprzednimi sezonami, obniżyła moje zainteresowanie tym sportem, jednak należy pamiętać, że wciąż byłem dzieckiem - pod koniec tego sezonu skończyłem 10 lat. Mimo wszystko, pod koniec kolejnej jesieni znów zasiadłem przed teleodbiornikiem, by oglądać zmagania najlepszych skoczków.

Koniec drugiej części. Kolejna - w niedzielę, 16 grudnia.

8 grudnia 2018

301. Przemysław Kantyka

No to zaczynamy czwartą setkę autografów - a pierwszym w niej będzie podpis Przemysława Kantyki, polskiego skoczka narciarskiego. W Pucharze Świata, no cóż... trzykrotny start w kwalifikacjach, bez awansu do konkursu nie stawia go w gronie ścisłej czołówki światowych skoków. W Pucharze Kontynentalnym w zeszłym sezonie zdobył 153 punkty i zajął 40. lokatę w klasyfikacji generalnej. W Letnim Pucharze Kontynentalnym w tym roku punktował we wszystkich zawodach i zajął 8. miejsce. Jako junior dwukrotnie startował na MŚ Juniorów: w 2015 roku zajął 10. miejsce, rok później był 12.


6 grudnia 2018

300. Walter Hofer

Dokładnie 5 lat temu - 6 grudnia 2013 roku - na stronie zimoweautografy.blogspot.com pojawił się pierwszy wpis, w którym przywitałem się z moimi czytelnikami. Na początku ich prawie nie było, jednak z czasem zaczęło ich przybywać. Po miesiącu wbił pierwszy tysiąc wyświetleń, potem 10 tysięcy, 100 tysięcy... Na chwilę obecną tych wyświetleń jest nieco ponad 164 tysiące, co jest zupełnie przyzwoitym wynikiem. Pokazałem autografy od 299 sportowców wszelkich dyscyplin, tych światowej sławy i tych mniej znanych. Samych autografów mam już ponad 650 w swojej kolekcji - niektórzy powiedzą, że to mało, niektórzy że dużo. Niemniej jednak - zbieranie autografów to fantastyczne hobby, które jest doskonałym łącznikiem między sportowcami a fanami oglądającymi ich występy i podziwiającymi ich sukcesy.

Na piąte urodziny - okrągły numerek. Osoba również nietuzinkowa. Niby nie-sportowiec, ale można śmiało stwierdzić: skoki to on. Niepodzielnie rządzący od 1992 roku, Austriak Walter Hofer. Tylko Noriaki Kasai z obecnie startujących pamięta innego dyrektora Pucharu Świata w skokach narciarskich. Walter jako sportowiec osiągnięć nie ma żadnych, bo po prostu na nartach nigdy nie skakał. Jest doktorem nauk sportowych, a studia kończył na Uniwersytecie Salzburskim. Przez 26 lat jego urzędowania skoki zmieniły się nie do poznania. Wprowadzono kwalifikacje do konkursów, a także system kompensat za warunki wiatrowe i zmiany belki startowej. Skoki w krajach o nikłych tradycjach narciarskich poszły bardzo do przodu. Hofer już zapowiedział rezygnację po kolejnym sezonie - tj. 2019/2020. Jego reformy niektóre są oceniane pozytywnie, inne nie - na moją ocenę przyjdzie niedługo czas.

 
LICZNIK AUTOGRAFÓW ZDOBYTYCH W WIŚLE (lato): 48/63

5 grudnia 2018

299. Tomaž Naglič

Już pomału, powolutku, będziemy żegnać dwójkę z przodu, a przywitamy trójkę - ale to nastąpi dopiero (albo już) jutro. Natomiast dziś - autografy nr 299 od Tomaža Nagliča, słoweńskiego skoczka narciarskiego. W PŚ pojawia się od sezonu 2010/2011, jednak jego występy są dość nieregularne - najlepsze (i najczęstsze) występy zanotował 3 sezony później. Zdobył wtedy 140 punktów i zajął 36. miejsce w klasyfikacji generalnej. W ostatnim sezonie wystąpił tylko raz - w przedostatnim konkursie indywidualnym w sezonie w Planicy zajął 17. miejsce. W tym sezonie jeszcze bez punktów, raz przebrnął przez kwalifikacje - w Wiśle zajął 41. miejsce. Podczas tegorocznego LGP zdobył 29 punktów, co umożliwiło mu zajęcie 49. lokaty. Na rozpoczęciu cyklu w Wiśle był 35.


LICZNIK AUTOGRAFÓW ZDOBYTYCH W WIŚLE (lato): 46/63

4 grudnia 2018

298. Silje Opseth

Przedstawiam autografy Silje Opseth, norweskiej skoczkini narciarskiej. W PŚ obecna od sezonu 2015/2016, jednak to w sezonie 2017/2018 odniosła największe sukcesy: punktowała w prawie wszystkich konkursach (przytrafiła się jedna wpadka z dyskwalifikacją), zdobywając 163 punkty i zajmując 20. miejsce w klasyfikacji generalnej. Najlepszy występ zanotowała w tym sezonie - w drugim konkursie w Lillehammer zajęła 9. miejsce. Na Igrzyskach w Pjongczang w jedynym konkursie zajęła 16. lokatę. Razem z kolegami i koleżanką w drużynie wywalczyła złoty medal MŚ Juniorów w konkursie drużyn mieszanych w tym roku.


3 grudnia 2018

297. Tomasz Pilch

Oto autograf Tomasza Pilcha, polskiego skoczka narciarskiego, szerzej znanego jako "siostrzeniec Adama Małysza" (który notabene kończy dziś 41 lat). Jego największym osiągnięciem juniorskim jest 4. miejsce podczas MŚ Juniorów w szwajcarskim Kandersteg w tym roku. W Pucharze Świata zadebiutował w sezonie 2017/2018, zdobywając jeden symboliczny punkcik w zawodach w Zakopanem. W tym sezonie wystartował w Wiśle, jednak przepadł w kwalifikacjach. Dobrze się zaprezentował podczas LGP w Wiśle, zajmując tam 17. lokatę. Autograf przywieziony właśnie z tej imprezy.



LICZNIK AUTOGRAFÓW ZDOBYTYCH W WIŚLE (lato): 44/63

2 grudnia 2018

Wspomnienia Wojciecha (cz. I)


Jako, że piąte urodziny bloga zbliżają się wielkimi krokami, wypadałoby je jakoś uczcić. Tym razem nie będzie o sukcesach i porażkach w kwestii autografów, temat będzie zgoła inny - przedstawię moje wspomnienia i przeżycia związane ze sportami zimowymi - skokami, biegami, kombinacją i innymi. Będzie ich trochę, gdyż interesuję się nimi już dosyć długo. Jak długo - o tym w dalszej części. Uznałem, że moja historia jest warta podzielenia się z innymi, a skoro mam bloga, który o dziwo ma jakichś stałych Czytelników, to tym bardziej postanowiłem wszystkie moje wspominki zamienić w formę pisemną i tutaj opublikować. W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić w sentymentalną podróż w przeszłość.

PROLOG
Jest rok 2000, ostatni rok XX wieku i drugiego tysiąclecia chrześcijaństwa. Wielu ludzi było przeświadczonych, że świat wkroczył w dwudzieste pierwsze stulecie, choć do tego dnia brakowało jeszcze kilku miesięcy. W naszym kraju rządzi partia o tajemniczym skrócie AWS (z pewnością niewielu Czytelników pamięta te czasy), prezydentem jest Aleksander Kwaśniewski (dziś wspominany w kontekście alkoholowych zagranicznych delegacji), a w Kościele Katolickim trwa Wielki Jubileusz Roku 2000, ogłoszony przez Jana Pawła II. Debata o wejściu Polski do Unii Europejskiej trwa w najlepsze. We wrześniu tego roku na rynku pojawia się telefon komórkowy Nokia 3310, dziś uważany za symbol niezniszczalności, wytrzymałej baterii i niezawodności.  W skokach narciarskich rekord świata w długości lotu wynosi 225 metrów i został ustanowiony przez Andreasa Goldbergera podczas ostatniego weekendu sezonu 1999/2000 w Planicy. Triumfy w klasyfikacji generalnej przez dwa sezony święci Martin Schmitt.
A w Starachowicach, mieście położonym u podnóża Gór Świętokrzyskich mieszka sześcioletni Wojtuś, uczęszczający (ku swojemu niezadowoleniu) do zerówki. Pewnego dnia natyka się na transmisję skoków narciarskich w telewizji. I tak to się zaczęło - i trwa przez 18 lat, aż do dziś.
Ten artykuł nie będzie katalogiem wyników zawodów, które się odbyły przez ten czas - będzie to zbiór wspomnień z konkursów, które oglądałem w telewizji (lub na żywo) przez ten czas - wszystko uporządkowane, sezon po sezonie aż do obecnego roku.

SEZON I - 2000/2001
Szczerze powiedziawszy, nie pamiętam swego rodzaju "Wielkiego Wybuchu" mojego zainteresowania - jakiegoś punktu zapalnego, momentu początkowego, od którego się to wszystko zaczęło. Być może usłyszałem o dobrych występach Adama Małysza na początku sezonu i z ciekawości postanowiłem zobaczyć, na czym polegają skoki narciarskie. Moje pierwsze wspomnienia związane są z 49. Turniejem Czterech Skoczni, który się odbywał tradycyjnie na przełomie lat. Szczególnie zapamiętałem konkurs w Garmisch-Partenkirchen (miał on miejsce w pierwszym dniu XXI wieku i trzeciego tysiąclecia), kiedy to Adam Małysz w II serii ustanowił rekord skoczni z wynikiem 129,5 metra, niepobitym aż do końca istnienia starej Große Olympiaschanze w 2007 roku. Wyczyn to był tym bardziej znamienny, biorąc pod uwagę jej parametry - punkt K znajdował się na 115 metrze, a poprzedni rekord skoczni był o 6,5 metra krótszy. Noworoczny konkurs Wiślanin zakończył na 3. miejscu. Potem było już tylko lepiej: kolejne zawody padły łupem Małysza, wygrywając z olbrzymią przewagą nad rywalami. Turniej Czterech Skoczni wygrał z niebotyczną (jak na tamte czasy) notą: 1045,9 punktu; wyprzedzając o 104,4 punktu drugiego Janne Ahonena. Po raz pierwszy w historii turnieju zawodnik przekroczył magiczną barierę 1000 punktów za 8 skoków.
Kolejne zwycięstwa przychodziły bardzo łatwo: styczeń i luty należały do Orła z Wisły. Szczególnie zapamiętałem konkurs z Willingen, w którym to jednak zajął 2. miejsce, jednak skok z II serii sprawił, że zapadł mi on głęboko w pamięć: 151,5 metra; na obiekcie 120-metrowym to był wyczyn nieziemski. Słabszy skok z I serii (122 metry) nie pozwolił odrobić wszystkich strat do zwycięzcy (którym był Ville Kantee), jednak Małysz udowodnił, że jest skoczkiem w szczytowej formie i bardzo trudnym do zatrzymania. Naturalnie, był murowanym kandydatem do zdobycia złotego medalu w zbliżającym się czempionacie.

LAHTI 2001
Był luty 2001, a małyszomania trwała w najlepsze. W związku z niesłychaną nędzą w kwestii sukcesów w innych dyscyplinach, to właśnie skoki narciarskie stały się sportem narodowym w kraju nad Wisłą. Impreza ta zaczęła się nietypowo, bowiem od zawodów na skoczni dużej. Drugie miejsce Adama Małysza wywołało  zarówno we mnie, jak i wśród innych kibiców ambiwalentne uczucia: z jednej strony Polak wywalczył tytuł wicemistrza świata, z drugiej bez problemu mógł pokonać nielubianego Martina Schmitta. Przegląd Sportowy, kierowany przez śp. Pawła Zarzecznego skomentował to wydarzenie jako Największą porażkę w dziejach polskiego sportu, co wywołało niemniejsze poruszenie niż sam wynik Małysza. Cztery dni później miały miejsce zawody na skoczni normalnej, jednak tutaj już niespodzianki nie było: wygrał Małysz przez Schmittem.
Wyniki kolejnych zawodów nie przynosiły zaskoczeń: Adam Małysz na dużych obiektach niepodzielnie królował, na mamutach spisywał się trochę słabiej, jednak w dalszym ciągu dobrze. W sezonie 2000/2001 łupem Wiślanina padły: Kryształowa Kula, 11 zwycięstw w sezonie (ponad połowa wszystkich zawodów), złoty i srebrny medal MŚ, 49. Turniej Czterech Skoczni, 5. Turniej Nordycki. Wszyscy oszaleli na punkcie Małysza, o dzieciach z klasy zerowej nie wspominając ;)

SEZON II - 2001/2002
Minęło 9 miesięcy. Czas dla 7-letniego Wojtusia wlókł się niemiłosiernie. W międzyczasie poszedł on do szkoły - nowe środowisko, nowa pani wychowawczyni, nowi koledzy i koleżanki, co się nie zmieniło to oczywiście hobby.
Pierwsze konkursy nie zapadły mi w pamięć. Adam Małysz, ku uciesze kibiców, spisywał się bardzo dobrze. Chciałbym przypomnieć weekend w austriackim Villach, w grudniu 2001 - konkurs indywidualny wygrał Wiślanin, jednak największą sensacją było trzecie miejsce Polaków w konkursie drużynowym. Tak, w okresie największej drużynowej nędzy zajęliśmy trzecie miejsce w składzie: Robert Mateja, Wojciech Skupień, Łukasz Kruczek i Adam Małysz. Zaskoczenie było ogromne, jednak był to jednorazowy przebłysk formy całego zespołu - na kolejne podium musieliśmy czekać ponad 7 lat...

50. TURNIEJ CZTERECH SKOCZNI
W sezonie 2001/2002 już po raz pięćdziesiąty rozgrywano Turniej Czterech Skoczni. Murowanym faworytem do zwycięstwa był oczywiście Adam Małysz, który zgromadził 810 punktów - ponad 2 razy więcej niż drugi Sven Hannawald. To jednak Niemiec zwrócił na siebie całą uwagę podczas czterech konkursów, dokonując rzeczy, która uchodziła do tej pory za niemożliwą - wygrał wszystkie cztery konkursy. Zawsze odpuszczał kwalifikacje, startując z numerem 50 i mierząc się z ich zwycięzcą. W Innsbrucku zmiótł rywali, wygrywając z przewagą 23 punktów, w całym turnieju było to już 56,6 punktu. Niepowtarzalny triumf przyniósł Hannawaldowi ogromną sławę i popularność.

ZAKOPANE 2002
To pierwszy weekend PŚ, który bardzo dobrze zapamiętałem. Po dwóch sezonach PŚ powrócił do Polski, jednocześnie po raz pierwszy w trakcie sukcesów Adama Małysza. Nieoficjalnym hymnem weekendu był utwór zespołu Golec uOrkiestra pt. "Zwycięstwo", który doskonale ilustrował nastroje kibiców zgromadzonych pod Wielką Krokwią. Spośród dwóch konkursów Małysz wygrał niedzielne zmagania, wprawiając w ekstazę dziesiątki tysięcy kibiców zgromadzonych pod skocznią. Choć to było już 21. zwycięstwo Małysza w karierze, na polskiej ziemi (którą ucałował zaraz po wylądowaniu) wygrał po raz pierwszy. Sven Hannawald (który został zaatakowany przez polskich kibiców śnieżkami) pogratulował Polakowi zwycięstwa, pokazując w ten sposób prawdziwą klasę sportową. Było to ostatnie zwycięstwo Małysza przed trwającą ponad rok przerwą. Tymczasem na horyzoncie widać już było najważniejszą imprezę całego sezonu...

ZIMOWE IGRZYSKA OLIMPIJSKIE 2002
W lutym 2002 cały sportowy świat żył XIX Zimowymi Igrzyskami Olimpijskimi w Salt Lake City, mieście położonym w amerykańskim stanie Utah. Wśród faworytów wszyscy jednym tchem wymieniali Małysza i Hannawalda. Na dobrą sprawę nikt się nie spodziewał, że dwóch największych tuzów pogodzi niespełna 21-letni Szwajcar. Ale po kolei: na początku rozegrano zawody na skoczni normalnej. Wygrał go Simon Ammann, zawodnik który dopiero wkraczał do światowej czołówki. Nie wygrał do tej pory żadnego konkursu zaliczanego do Pucharu Świata, co więcej - miesiąc wcześniej zaliczył poważny upadek, upadając twarzą na bulę skoczni. O zwycięstwie zadecydowała przewaga z I serii. Cały sportowy świat oniemiał na wieść o wyniku głoszącym triumf skoczka o pseudonimie Harry Potter. Sven Hannawald i Adam Małysz zdobyli odpowiednio srebrny i brązowy medal.
Po 3 dniach skoczkowie ponownie stanęli do rywalizacji, tym razem na dużym obiekcie: po pierwszej serii było współliderów: Ammann i Hannawald, trzeci był Małysz. W drugiej rundzie Polak po swoim skoku objął prowadzenie i był pewny drugiego medalu. Następnie skoczył Ammann, który zepchnął Wiślanina z pozycji lidera. Na koniec został triumfator 50. Turnieju Czterech Skoczni, który oddał bardzo daleki skok, lecz go nie ustał. Z racji słabych not sędziowskich i utraty wielu punktów, Hannawald wylądował na 4. miejscu i został bez medalu. Podium było następujące: Ammann, Małysz i Matti Hautamätki. Wiadomo już było, że zwycięstwo Szwajcara nie było przypadkowe, a z formą trafił w najlepszym możliwym momencie.
W konkursie drużynowym zarówno Ammann, jak i Małysz nie odegrali znaczącej roli. Odegrał za to Sven Hannawald, a drużyna Niemiec wyprzedziła drużynę Finów... o 0,1 punktu. Różnica tak mała, że aż warta odnotowania.

Telewizja Polska w trakcie Igrzysk Olimpijskich odnotowała ówczesny rekord oglądalności: 13 lutego 2002 tę transmisję oglądało 13 mln 200 tys. widzów.
Kolejne zawody to dobra dyspozycja Adama Małysza, który na dwa konkursy przed końcem kolejnej odsłony PŚ zapewnił sobie w nim zwycięstwo. Finał sezonu przyniósł niepokojącą wiadomość: groźnie wyglądający upadek zaliczył Tomasz Pochwała - na szczęście skończyło się tylko na potłuczeniach (oglądając film z upadku można było odnieść wrażenie, że doznał znacznie poważniejszych obrażeń). Po odwołaniu ostatniego konkursu indywidualnego Małysz odebrał Kryształową Kulę, a kolejny sezon dobiegł końca. 

To koniec pierwszej części. Kolejne będę publikował (najprawdopodobniej) co niedzielę.