16 grudnia 2018

Wspomnienia Wojciecha (cz. III)

Oto trzecia część urodzinowych wspominek. Pierwszą można znaleźć tutaj, a drugą - tutaj.

SEZON V - 2004/2005
Piąty sezon, a szczególnie jego początek był lekko monotonny - 4 pierwsze konkursy wygrał Janne Ahonen, piąte zawody wygrał Adam Małysz, potem kolejne 6 znów popularny Fin. Ciekawie się zrobiło przed konkursem w Bischofshofen - oto człowiek-maska stanął przed szansą powtórzenia osiągnięcia Hannawalda sprzed 3 lat - niestety, triumf w czwartym konkursie niemiecko-austriackiego turnieju sprzątnął mu sprzed nosa Martin Höllwarth. Taka monotonia nie sprzyjała zapamiętywaniu poszczególnych zawodów, toteż przeskoczmy do konkursów w Zakopanem. Tutaj dwukrotnie triumfował Adam Małysz, który po raz kolejny doskonale się zaprezentował przed jedyną w swoją rodzaju polską publicznością. Pierwszy konkurs wygrał wespół z Roarem Ljøkelsøyem - podwójne zwycięstwo przytrafiło się po raz pierwszy od bardzo długiego czasu. Dwa tygodnie później przyszedł na próbę przedolimpijską we włoskiej miejscowości Pragelato. Zdecydowanie największą sensacją był fakt, że to nie Adam Małysz, a Kamil Stoch zajął najlepsze miejsce spośród Polaków. Niespełna 18-letni Zębianin zajął wtedy 7. miejsce, o 10 lat starszy Wiślanin był 9. To były pierwsze (i jedyne punkty) Stocha w tym sezonie, jednak jak na debiut zdobył ich dużo, bo aż 36. Konkurs życia rozegrał wówczas Włoch, Stefano Chiapolino, dzisiaj kompletnie zapomniany i niezajmujący się skokami narciarskimi. Po tym weekendzie przyszedł czas na MŚ w narciarstwie klasycznym

OBERSTDORF 2005
Niespełna dwa miesiące po pierwszym konkursie Turnieju Czterech Skoczni skoczkowie ponownie zawitali do Oberstdorfu, tym razem by między sobą rozstrzygnąć, kto zostanie Mistrzem Świata na kolejne dwa lata. Skoczkowie rywalizowali o cztery komplety medali  w dwóch konkursach indywidualnych i dwóch drużynowych, rozgrywanych na normalnym i dużym obiekcie. Oczywiście, najbardziej zapamiętałem konkurs indywidualnym na normalnej skoczni, który zakończył się sensacyjnym zwycięstwem Roka Benkoviča. Słoweniec skakał dobrze, jednak nie wybitnie, przez co jego triumf był niemałym zaskoczeniem (do końca swojej kariery zawodniczej nie stanął na podium zawodów PŚ). Medal de facto zapewnił sobie już w pierwszej serii, bijąc zimowy rekord skoczni i lądując na 101 metrze. Drugi skok był aż o 10 metrów krótszy, jednak przewaga z I kolejki wystarczyła, by Słoweniec zwyciężył. W pozostałych konkursach niespodzianek nie było: obie drużynówki wygrali Austriacy, a Mistrzem Świata na dużym obiekcie został Janne Ahonen.

Turniej Nordycki to seria sukcesów Mattiego Hautamätkiego, który wyrównał osiągnięcie Ahonena z początku sezonu, wygrywając 6 konkursów PŚ z rzędu. Ostatni weekend sezonu 2004/2005 w mojej pamięci zapisał się jako jeden z najciekawszych widowisk, jakie miałem okazję oglądać.

PLANICA 2005
Może nie tyle weekend, co drugi konkurs był nadzwyczaj emocjonujący, w którym było wszystko niezbędne do wytworzenia atmosfery przepełnionej dramaturgią: wzloty i upadki (dosłownie), euforia zwycięstwa i gorycz porażki. To była również druga bitwa na rekordy świata w długości lotu, a zaczęła się w serii próbnej, gdy to Norweg Tommy Ingebrigtsen wyrównał rekord świata sprzed dwóch lat, lądując na 231 metrze. Kilka chwil później kolejny reprezentant skandynawskiego kraju tym razem pobił ten rekord: Romøren wygrał serię próbną z wynikiem 234,5 metra. Obsługa skoczni uwijała się jak w ukropie, by informacja na skoczni o rekordzie świata była aktualna. Pierwsza seria przyniosła aż 4 skoki ponad 230-metrowe, z których to najdalszy był Ahonena - 233 metry. Druga seria to był już teatr trzech aktorów, wspaniałych lotników którzy pokazali niesamowitą klasę. Hautamätki, który już wygrał 6 konkursów z rzędu, chciał pobić wyczyn Ahonena i wygrać siódmy - był jednak 8. po pierwszej serii, więc potrzebował dobrego skoku, by nawiązać walkę ze ścisłą czołówką. No, skok mu wyszedł bardzo dobry, ba - rekordowy. Wynik 235,5 metra oznaczał prowadzenie, a przy okazji nowy rekord globu w długości lotu. Na trzecią poprawkę tego dnia nie trzeba było długo czekać - czwarty po I serii Romøren dorzucił 3,5 metra, lądując (i ustając) skok na niebotycznym dystansie 239 metrów, obejmując prowadzenie. Dwaj kolejni zawodnicy nie ustali swoich prób: Ingebrigtsen skoczył 236, a Ahonen wręcz nieziemskie 240 metrów. Upadek tego drugiego wyglądał bardzo groźnie: uderzył on najpierw kością ogonową, a potem tyłem głowy o prawie że już płaski zeskok. W powtórce było widać wyraźnie, że poleciałby jeszcze dalej, wbijał narty w podłoże, by skrócić skok. Ostatni na belce, Ljøkelsøy, nie ryzykował i zakończył zawody na 2. miejscu.

Podsumowując - było jak u Hitchcocka. Zaczęło się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie już tylko rosło. Znów granica rekordu przesunęła się, tym razem aż o 8 metrów.
Ostatecznie, Adam Małysz zajął 4. miejsce w klasyfikacji generalnej, natomiast drugie zwycięstwo z rzędu odniósł Janne Ahonen. Sezon z jednej strony był monotonny - dwóch Finów wygrało łącznie 18 konkursów indywidualnych, z drugiej - kilka konkursów było niezwykle emocjonujących, które zostały zapamiętane przez kibiców skoków narciarskich. Na pewno cieszył powrót Adama Małysza do dobrej formy, a także udany debiut Kamila Stocha w Pucharze Świata.

SEZON VI - 2005/2006
Początek szóstego sezonu w ogóle mi nie utkwił w pamięci - po 12 latach nie jestem w stanie przypomnieć sobie żadnego konkursu, z którego zapamiętałbym zwycięzcę, jakiś szczególny skok czy też wydarzenie. Pierwszym wydarzeniem z szóstego sezonu, który chciałbym opisać jest Turniej Czterech Skoczni. Działo się dużo, więc zasługuje to na oddzielny akapit.

54. TURNIEJ CZTERECH SKOCZNI
Oczywiście najbardziej znamiennym wydarzeniem całego turnieju było dwóch zwycięzców, którzy po ośmiu skokach uzyskali taką samą notę: 1081,5 punktu. Mowa tu oczywiście o Jakubie Jandzie i Janne Ahonenie. Nigdy wcześniej taka sytuacja nie miała miejsca, do tej pory ta odsłona turnieju jest jedyną, gdzie dwóch zawodników musiało podzielić się triumfem w całej klasyfikacji. Obaj panowie prezentowali równą dyspozycję przez całą imprezę: Ahonen wygrał dwa konkursy, Janda jeden, jednak to on stawał na podium w każdych zawodach. Z pewnością każdy fan skoków zna film pod tytułem "Szaran matematyk", w którym to Włodzimierz Szaranowicz próbuje określić zwycięzcę Turnieju w chwili, gdy realizator zwleka z pokazaniem klasyfikacji generalnej. Gdyby ktoś go nie znał, albo chciał go sobie przypomnieć, oto zapis tego krótkiego monologu:

A tymczasem ani widu, ani słychu, żadnej informacji. No i czekamy w takim razie na oficjalne ogłoszenie kto będzie zwycięzcą. No to jest sytuacja, której właściwie nikt sobie nie mógł wyobrazić. 58,5 w pierwszej serii otrzymał noty za styl Jakub Janda i prowadził o punkt i prowadził proszę państwa o trzy punkty! A więc Jakub Janda. Jakub Janda! Jakub Janda, obok Jiri Raski, jest po raz drugi zwycięzcą Turnieju Czterech Skoczni! Trzy punkty przewagi były przecież, dorzucił punkt, do dwóch które były po I serii! A zatem Bajc cieszył się, bo Jakub Janda... a tu mamy... 1081... 1081... po pierwszej serii, dwa po konkursie. Czyli dwa... I mamy dwóch zwycięzców! A więc uff... No, w tym wszystkim można naprawdę stracić nerwy...

Oczywiście wszelkie nawiązania do zawodników z przeszłości oraz mylenie faktów z czasów mniej odległych są specjalnością Szarana. Wielu za to uważa go za legendę polskiego komentarza, inni - wprost przeciwnie. Polacy się zaprezentowali słabo: Adam Małysz po niemieckiej części został wycofany z rywalizacji w związku z niesatysfakcjonującymi wynikami, natomiast Kamil Stoch zajął 34. miejsce. Dla młodego Zębianina to był pierwszy Turniej Czterech Skoczni. Za każdym razem przebrnął przez kwalifikacje, a raz awansował do II serii.
Potem przyszedł czas na kolejne Mistrzostwa Świata w lotach. Tu również moja pamięć jest mocno dziurawa, jednak konkursy nie były porywające. Loty nie były zbyt odległe (dość powiedzieć, że w czteroseryjnym konkursie bariera 200 metrów była łamana zaledwie 7 razy), w przeciwieństwie do miejsc Polaków, które takowe były. Najlepszy Polak - Robert Mateja - zajął 19. miejsce, oczko niżej uplasował się Adam Małysz. Po drugi tytuł z rzędu sięgnął Roar Ljøkelsøy.

Dalej Puchar Świata przeniósł się do Sapporo - tam zadebiutował Piotr Żyła, dwukrotnie punktując - zajął 19. i 20. miejsce. Po powrocie z Azji przyszedł czas na Zakopane - były to chyba najsmutniejsze i najbardziej dojmujące zawody rozegrane w Polsce. W trakcie pierwszego konkursu, w dniu 28 stycznia 2006 roku doszło do zawalenie się dachu hali Międzynarodowych Targów Katowickich położonej na granicy Katowic i Chorzowa, podczas trwania wystawy gołębi pocztowych. Zginęło 65 osób, a ponad 170 zostało rannych. Na drugi dzień, na trybunach panowała przejmująca cisza - nieliczni tylko uaktywniali się, gdy Polak siadał na belce. Zawsze radosne zawody, przez wielu uznawane za najlepsze w całym sezonie, teraz były przejmująco spokojne, stonowane i ciche, z zachowaniem powagi sytuacji. Punktowali Adam Małysz, Kamil Stoch i Stefan Hula, wygrał dwa razy Hautamäki. Dalej było Willingen, a potem najważniejsza impreza czterolecia.

DYGRESJA NR 2 - SKOKI W TV
Ale zanim przejdziemy do Igrzysk Olimpijskich, czas na drugą dygresję. Telewizja - wiadomo, okno na świat skoków narciarskich. Źródło wszystkich transmisji i wiedzy eksperckiej. No, tak było z całą pewnością w 2006 roku -nikt wtedy nie słyszał o transmisjach internetowych, czy to za pośrednictwem Eurosport Player czy też sport.tvp.pl. Portale internetowe ograniczały się jedynie do podawania wyników z zawodów - warto tu wspomnieć o serwisach skokinarciarskie.pl oraz skijumping.pl, które działały już od 6 lat i działają do dziś. Ten pierwszy doświadcza stagnacji, drugi nieustannie się rozwija. Wracając do telewizji - w moim domu miała miejsca mała rewolucja - 8 lutego 2006 zagościła telewizja satelitarna, a wraz z nią stacja Eurosport. Wraz z kolejnymi transmisjami zacząłem odkrywać kolejne sporty - biegi narciarskie, biathlon, kombinację norweską, narciarstwo alpejskie, saneczkarstwo, skeleton, snooker, bowls... była tego cała masa. Do stałego repertuaru włączyłem biegi, kombinację, biathlon, snookera i jak czas pozwalał - także narciarstwo alpejskie, ale z racji długich godzin spędzonych na transmisjach traktowałem je nieco po macoszemu. Komentatorzy Eurosportu od początku wydawali mi się lepsi, posiadający bogatszą wiedzę i ciekawsze słownictwo. Od razu bardziej polubiłem transmisje z udziałem Marka Rudzińskiego i Bogdana Chruścickiego, których komentarz lepiej oddawał sytuację na skoczni, a także był bardziej humorystyczny i pozwalał lepiej się zorientować w aktualnej klasyfikacji. Oczywiście, niektóre dyscypliny poznałem po raz pierwszy - w nie wprowadzali mnie Igor Błachut (kombinacja norweska, za kilka lat stanie się jednym z popularniejszych głosów Eurosportu), Witold Domański (specjalista od narciarstwa alpejskiego), Krzysztof Wyrzykowski i Tomasz Jaroński (znawcy biathlonu i kolarstwa) oraz Rafał Jewtuch i Przemysław Kruk (znają wszystkie tajniki snookera). Snookera zostawimy (a może jakaś dygresja się pojawi...), w dalszych częściach będę nawiązywać do sportów zimowych, nie tylko do skoków.

ZIMOWE IGRZYSKA OLIMPIJSKIE 2006
Pierwsza wielka impreza, która nie zostałaby zapamiętana w takim stopniu, gdyby nie biały talerz przytwierdzony do ściany bloku, w którym mieszkam. Z perspektywy 12-latka, w skokach niewiele się działo. Na skoczni normalnej duże zaskoczenie miało miejsce po I serii (prowadził Dmitrij Wasiljew), jak i na koniec konkursu (wygrał Norweg Lars Bystøl, który w zawodach PŚ wygrał tylko raz). Małysz był 7., Stoch 16. Na obiekcie dużym wygrał Thomas Morgenstern, wyprzedzając o 0,1 Andreasa Koflera - Polacy byli odpowiednio na 14. i 26. miejscu. Trzecie miejsce zajął Bystøl. W konkursie drużynowym Polacy zajęli przyzwoite, 5. miejsce. Jednak najwięcej miejsca poświęcę biathlonowi - a dokładniej, biegowi masowemu, rozegranemu 25 lutego 2006.

Dzień dobry państwu, przedostatni dzień zmagań w igrzyskach olimpijskich, zimowych igrzyskach olimpijskich w Turynie, ostatni dzień kiedy na stadionie w San Sicario pojawią się biathloniści. I z tego stadionu witają państwa: Krzysztof Wyrzykowski i Tomasz Jaroński.

Tymi słowami dwóch dżentelmenów powitało widzów Eurosportu, którzy zdecydowali się obejrzeć zawody biathlonistów w starcie masowym. Zawodnicy mieli do przebiegnięcia 15 kilometrów oraz cztery strzelania: dwa w pozycji leżącej i stojącej. W razie pomyłki musieli przebiec dodatkowe 150 metrów karnej rundy. Z numerem 12 startował jedyny Polak: Tomasz Sikora. Wówczas miał na koncie tytuł Mistrza Świata z 1995 roku w biegu indywidualnym oraz dwa inne medale MŚ. W Pucharze Świata spisywał się dobrze, do pełni sukcesów brakowało mu dobrego występu na Igrzyskach Olimpijskich. Na pierwsze strzelanie wszyscy zawodnicy przybyli niemalże równocześnie.

Wszyscy ci, którzy się liczą, już są na strzelnicy. Andresen jako pierwszy zaczął strzelać, Bjoerndalen bardzo szybko strzelał, 16, 17 sekund niedawno tutaj w San Sicario, to była niebywała prędkość strzelania, Tomek jeszcze nie rozpoczął, patrzę na Bjoerndalena, na Sikorę, Sikora jeszcze nie, Bjoerndalen już, już wybiegł pierwszy, Wolf tuż za nim, dobrze Tomek, raz, rach ciach, dobrze, dwa, dwa, dwa, trzy, świetnie, cztery, jeszcze jeden, świetnie, jeszcze jeden, jest! Rach ciach ciach ciach! Brawo Tomasz Sikora! No pięć na pięć! Wspaniałe pierwsze strzelanie, mówiliśmy że to będzie ważne.

Prawda, że lepszy komentarz? Moim zdaniem znacznie bardziej wyluzowany, bo choć impreza była najwyższej wagi, to panowie Wyrzykowski i Jaroński zrezygnowali z nadmiernego patosu, jaki towarzyszy komentatorom telewizji publicznej i w pełni skupili się na tym, co się aktualnie dzieje na strzelnicy i trasie biegowej. Powiedzenie "rach ciach ciach" weszło do stałych cytatów pana Tomasza i pana Krzysztofa, a także dało tytuł dla książki " Rach-ciach-ciach czyli pchamy, pchamy!", opowiadającej o kulisach pracy komentatorów. Jest to świetna pozycja, którą mam w swojej biblioteczce  - oczywiście z podpisami autorów. Więcej można się dowiedzieć klikając tutaj.

Tomasz Sikora czwarty, z trójką Francuz Defranse, teraz Polak i dwóch Niemców, później Rosjanie. Bjoernalen znów szybko, potwornie szybko i celnie, Andresen chce go naśladować, na razie dobrze, Tomek jeszcze nie rozpoczął, Defranse też nie, Andresen trzy, Andresen spudłował, Bjoernalen 5 na 5, będzie trudno go pokonać, Andresen fatalnie, Defranse też spudłował, Tomek dobrze, raz! Cisza, dwa! Za chwilę trzy, tak, już jest trzy! Za chwilę cztery, jest cztery! I jeszcze raz Tomku, jest!! Pięć na pięć, brawo! Dziesięć na dziesięć, będzie drugi! Jak Bjoerndalen! A więc cudownie Sikora rozpoczyna te dzisiejsze zawody! Mówiliśmy o tym, że te dwa pierwsze strzelania będą bardzo ważne. Oczywiście dwa następne jeszcze ważniejsze! Ale to już nieważne.

Momenty, kiedy zawodnicy odwiedzają strzelnicę są kulminacyjne. Pudło oznacza karną rundę, której przebiegnięcie zajmuje średnio 20 sekund lub karną minutę w biegu indywidualnym. Oznacza to, że jeżeli zawodnik nie ma dużej przewagi w biegu, może ją stracić poprzez niecelne strzelanie. Wielokrotnie dobrzy biegacze marnowali duże zapasy czasowe poprzez wielokrotne okrążanie karnych pętli.

Bjoernalen wie, że od tego być może zależy jego złoty medal olimpijski. Nie ma jeszcze naszego Tomasza Sikory, nie ma jeszcze biegnącego z nim Miki Greisa. Zaczyna Bjoerndalen. 50 metrów, krążek jest teraz nieco większy, 115 milimetrów, bo to strzelanie jest dużo, dużo trudniejsze. Szybko strzela, 7 sekund na 3 strzały, 9 sekund na 4, aj spudłował! 150 metrów, rozpoczyna się nerwówka, Bjoerndalen, aj żeby Tomek się teraz nie śpieszył bardzo. Niech wypuści jeszcze tego Bjoerndalena ciut, ciut. Niech zdobędzie parę sekund przewagi, kilkanaście nad Greisem i Czudowem. Spokojnie, czekamy. Raz. Dwa. Trzy! Cztery! Jest, 15 na 15!! Cudowny Sikora 15 na 15! Stukają tu do nas Francuzi obok, stukają Szwedzi, (wreszcie ktoś do nas stuka) a Sikora pomknie za Bjoerndalenem!
To byłaby dla nas cudowna bajka olimpijska, dla nas ostatni już dzień relacji z biathlonu, jeszcze bieg pań. Jest Biełowa, ta która patrzy w tę lunetę i będzie tam analizować strzały Tomka. Ale on jest z daleka od tego wszystkiego. On teraz jest krok w krok za Bjoerndalenem i myśli tylko o jednym: jak by tu jeszcze strzelić 5 razy na czysto. Proszę państwa, pojedynek, wielki pojedynek dwóch wspaniałych biathlonistów: Bjoerndalen z jednej strony i Tomasz Sikora. Spokojnie: Bjoerndalen oczywiście szybciej. Liczy się efekt nie szybkość. 1:0 dla Bjoerndalena. 1:1, ale Bjoerndalen spudłował. Sikora nie. Dwa... Sikora trzy, Tomek... Cztery Tomek... Ojejej, ale Bjoerndalen ma dwie karne rundy, Sikora jedną! Greis jest groźny, niech ten Greis spudłuje! Skuś baba na dziada, wszyscy wołają! No, proszę państwa, no, będzie chyba medal, ale czyż wiadomo? Zależy to wszystko od strzelania tych trzech, gdzieś tam Tomek wybiegł, szkoda ten ostatni strzał, Greis dobrze, Defranse nie zaczął, Czudow nie zaczął, ten Svensen, Greis za szybko, Czudow, Defranse już spudłowali, Greis groźny, ale Tomasz Sikora już kończy rundę! Będzie przed Greisem, ale dosłownie o kilka sekund, a więc walka szalona, prowadzi Sikora!! Greis trzy, pięć sekund za nim, Sikora, Greis trzy sekundy, później chyba Bjoerndalen albo Czudow albo Svendsen!


Emocji było co niemiara. Niestety, Greis między czwartym strzelaniem a metą wyprzedził wyraźnie słabnącego Sikorę.

Już chyba wypuścił Greisa, już nie będzie z nim walczył, teraz musi się skoncentrować na Bjoerndalenie, który jak jakiś ekspres japoński albo TGV, albo jeszcze jakiś... jakaś rakieta goni Tomka Sikorę i mówiliśmy, że nie może dogonić, ale z Bjoerndalenem nic nigdy nie wiadomo. Może i dogoni, a może nie dogoni. Greis zdobędzie drugi indywidualny złoty medal, tam się zmniejsza ta różnica między Sikorą i Bjoerndalenem, będzie medal, ale po jakiej straszliwej walce i czy srebrny czy brązowy. Greis wyrwał na czoło, ten jeden nieszczęsny strzał skomplikował Tomkowi życie, ale jest wspaniale, jest cudownie, będzie srebro, nie wygra już chyba z nim Bjoerndalen - już chyba mówię, sam nie wiem co tutaj mówić, jeśli ten  Tomek zachowa metr, pół metra, 5 centymetrów, 3 centymetry, centymetr przewagi nad Bjoerndalenem. Greis jest złotym medalistą, drugi będzie Tomasz Sikora, pokażcie nam tego Tomka walczącego z Bjoerndalenem, Bjoerndalen rozpoczyna krokiem łyżwowym finisz, ale Bjoerndalen nie da rady. Ten Greis wygrał - całuje kibiców, a Tomasz Sikora jest proszę państwa jest drugi! Jest srebrny! Tomasz Sikora, brawo Tomek! Brawo, Brawo!

Pozwoliłem sobie na 5 długich cytatów, jednak moim zdaniem to były najbardziej emocjonujące zawody w biathlonie, jakie miałem okazje oglądać. Stawka była bardzo wysoka, szansa na sukces - jak najbardziej realna, a komentarz po prostu doskonały, idealnie podkreślający dramaturgię całego wydarzenia. Od tamtej pory biathlon oglądam wyłącznie w Eurosporcie, najchętniej - z komentarzem panów Wyrzykowskiego i Jarońskiego.

Oczywiście należy tutaj wspomnieć o brązowym medalu Justyny Kowalczyk w biegu na 30 km ze startu wspólnego - tej transmisji jednak nie oglądałem, więc nie mam jak się podzielić moimi wspomnieniami z tego wydarzenia.

W 2006 roku Polacy zdobyli 2 medale - jedno srebro i jeden brąz, powtarzając osiągnięcie sprzed 4 lat. Z jednej strony, po dziesięcioleciach posuchy nasi reprezentanci wreszcie zaczęli odnosić sukcesy, z drugiej - nie było progresu względem poprzednich Igrzysk.

Wracając do skoków, które do końca sezonu pozostawały w ścisłym kręgu moich zainteresowań:  w ostatniej części sezonu największym zaskoczeniem był triumf Adama Małysza w Oslo na zakończenie Turnieju Nordyckiego - było to pierwsze zwycięstwo Wiślanina od ponad roku. Polak zakończył sezon 2005/2006 na 9. miejscu. W tym konkursie zadebiutował młody, zdolny, ale jeszcze nieznany szerszej publiczności 16-letni Gregor Schlierenzauer, zajmując bardzo dobrą, 24. lokatę.

Ciekawa rzecz wydarzyła się w Planicy na zakończenie sezonu: Jakub Janda, będący pewny zwycięstwa w klasyfikacji generalnej, zrezygnował ze startu w finałowych zawodach. Dzień wcześniej zajął odległe, 29. miejsce. Jak sam wielokrotnie przyznawał, nie lubił startować na największych obiektach, co znajdowało odzwierciedlenie w wynikach na tych obiektach. W drugiej części sezonu Czech już nie błyszczał, jednak przyzwoite występy pozwalały utrzymywać bezpieczną przewagę nad rywalami zdobytą na początku sezonu, kiedy to Janda dzielił i rządził na skoczniach. Z tego sezonu najbardziej utkwiły mi w pamięci Turniej Czterech Skoczni i Igrzyska Olimpijskie. Po zakończeniu tej odsłony Pucharu Świata ze stanowiskiem trenera polskiej reprezentacji pożegnał się Heinz Kuttin, a jego miejsce zajął Hannu Lepistö.


Koniec trzeciej części. Kolejna nie za tydzień, a za dwa - 30 grudnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

W komentarzu pozostaw coś więcej niż tylko gratulacje i linka do swojej strony.