Jako, że piąte urodziny bloga zbliżają się wielkimi krokami, wypadałoby je jakoś uczcić. Tym razem nie będzie o
sukcesach i porażkach w kwestii autografów, temat będzie zgoła inny -
przedstawię moje wspomnienia i przeżycia związane ze sportami zimowymi -
skokami, biegami, kombinacją i innymi. Będzie ich trochę, gdyż interesuję się
nimi już dosyć długo. Jak długo - o tym w dalszej części. Uznałem, że moja
historia jest warta podzielenia się z innymi, a skoro mam bloga, który o dziwo
ma jakichś stałych Czytelników, to tym bardziej postanowiłem wszystkie moje
wspominki zamienić w formę pisemną i tutaj opublikować. W takim razie nie
pozostaje mi nic innego, jak zaprosić w sentymentalną podróż w przeszłość.
PROLOG
Jest rok 2000, ostatni rok XX wieku i drugiego tysiąclecia
chrześcijaństwa. Wielu ludzi było przeświadczonych, że świat wkroczył w
dwudzieste pierwsze stulecie, choć do tego dnia brakowało jeszcze kilku miesięcy.
W naszym kraju rządzi partia o tajemniczym skrócie AWS (z pewnością niewielu
Czytelników pamięta te czasy), prezydentem jest Aleksander Kwaśniewski (dziś
wspominany w kontekście alkoholowych zagranicznych delegacji), a w Kościele
Katolickim trwa Wielki Jubileusz Roku 2000, ogłoszony przez Jana Pawła II. Debata
o wejściu Polski do Unii Europejskiej trwa w najlepsze. We wrześniu tego roku
na rynku pojawia się telefon komórkowy Nokia 3310, dziś uważany za symbol
niezniszczalności, wytrzymałej baterii i niezawodności. W skokach narciarskich rekord świata w
długości lotu wynosi 225 metrów i został ustanowiony przez Andreasa Goldbergera
podczas ostatniego weekendu sezonu 1999/2000 w Planicy. Triumfy w klasyfikacji
generalnej przez dwa sezony święci Martin Schmitt.
A w Starachowicach, mieście położonym u podnóża Gór
Świętokrzyskich mieszka sześcioletni Wojtuś, uczęszczający (ku swojemu
niezadowoleniu) do zerówki. Pewnego dnia natyka się na transmisję skoków
narciarskich w telewizji. I tak to się zaczęło - i trwa przez 18 lat, aż do
dziś.
Ten artykuł nie będzie katalogiem wyników zawodów, które się
odbyły przez ten czas - będzie to zbiór wspomnień z konkursów, które oglądałem
w telewizji (lub na żywo) przez ten czas - wszystko uporządkowane, sezon po
sezonie aż do obecnego roku.
SEZON I - 2000/2001
Szczerze powiedziawszy, nie pamiętam swego rodzaju
"Wielkiego Wybuchu" mojego zainteresowania - jakiegoś punktu
zapalnego, momentu początkowego, od którego się to wszystko zaczęło. Być może
usłyszałem o dobrych występach Adama Małysza na początku sezonu i z ciekawości
postanowiłem zobaczyć, na czym polegają skoki narciarskie. Moje pierwsze
wspomnienia związane są z 49. Turniejem Czterech Skoczni, który się odbywał
tradycyjnie na przełomie lat. Szczególnie zapamiętałem konkurs w
Garmisch-Partenkirchen (miał on miejsce w pierwszym dniu XXI wieku i trzeciego
tysiąclecia), kiedy to Adam Małysz w II serii ustanowił rekord skoczni z
wynikiem 129,5 metra, niepobitym aż do końca istnienia starej Große
Olympiaschanze w 2007 roku. Wyczyn to był tym bardziej znamienny, biorąc pod
uwagę jej parametry - punkt K znajdował się na 115 metrze, a poprzedni rekord
skoczni był o 6,5 metra krótszy. Noworoczny konkurs Wiślanin zakończył na 3.
miejscu. Potem było już tylko lepiej: kolejne zawody padły łupem Małysza,
wygrywając z olbrzymią przewagą nad rywalami. Turniej Czterech Skoczni wygrał z
niebotyczną (jak na tamte czasy) notą: 1045,9 punktu; wyprzedzając o 104,4
punktu drugiego Janne Ahonena. Po raz pierwszy w historii turnieju zawodnik przekroczył
magiczną barierę 1000 punktów za 8 skoków.
Kolejne zwycięstwa przychodziły bardzo łatwo: styczeń i luty
należały do Orła z Wisły. Szczególnie zapamiętałem konkurs z Willingen, w
którym to jednak zajął 2. miejsce, jednak skok z II serii sprawił, że zapadł mi
on głęboko w pamięć: 151,5 metra; na obiekcie 120-metrowym to był wyczyn
nieziemski. Słabszy skok z I serii (122 metry) nie pozwolił odrobić wszystkich
strat do zwycięzcy (którym był Ville Kantee), jednak Małysz udowodnił, że jest
skoczkiem w szczytowej formie i bardzo trudnym do zatrzymania. Naturalnie, był
murowanym kandydatem do zdobycia złotego medalu w zbliżającym się czempionacie.
LAHTI 2001
Był luty 2001, a małyszomania trwała w najlepsze. W związku
z niesłychaną nędzą w kwestii sukcesów w innych dyscyplinach, to właśnie skoki
narciarskie stały się sportem narodowym w kraju nad Wisłą. Impreza ta zaczęła
się nietypowo, bowiem od zawodów na skoczni dużej. Drugie miejsce Adama Małysza
wywołało zarówno we mnie, jak i wśród
innych kibiców ambiwalentne uczucia: z jednej strony Polak wywalczył tytuł
wicemistrza świata, z drugiej bez problemu mógł pokonać nielubianego Martina
Schmitta. Przegląd Sportowy, kierowany przez śp. Pawła Zarzecznego skomentował
to wydarzenie jako Największą porażkę w dziejach polskiego sportu, co wywołało
niemniejsze poruszenie niż sam wynik Małysza. Cztery dni później miały miejsce
zawody na skoczni normalnej, jednak tutaj już niespodzianki nie było: wygrał
Małysz przez Schmittem.
Wyniki kolejnych zawodów nie przynosiły zaskoczeń: Adam
Małysz na dużych obiektach niepodzielnie królował, na mamutach spisywał się
trochę słabiej, jednak w dalszym ciągu dobrze. W sezonie 2000/2001 łupem
Wiślanina padły: Kryształowa Kula, 11 zwycięstw w sezonie (ponad połowa
wszystkich zawodów), złoty i srebrny medal MŚ, 49. Turniej Czterech Skoczni, 5.
Turniej Nordycki. Wszyscy oszaleli na punkcie Małysza, o dzieciach z klasy
zerowej nie wspominając ;)
SEZON II - 2001/2002
Minęło 9 miesięcy. Czas dla 7-letniego Wojtusia wlókł się
niemiłosiernie. W międzyczasie poszedł on do szkoły - nowe środowisko, nowa
pani wychowawczyni, nowi koledzy i koleżanki, co się nie zmieniło to oczywiście
hobby.
Pierwsze konkursy nie zapadły mi w pamięć. Adam Małysz, ku
uciesze kibiców, spisywał się bardzo dobrze. Chciałbym przypomnieć weekend w
austriackim Villach, w grudniu 2001 - konkurs indywidualny wygrał Wiślanin,
jednak największą sensacją było trzecie miejsce Polaków w konkursie drużynowym.
Tak, w okresie największej drużynowej nędzy zajęliśmy trzecie miejsce w
składzie: Robert Mateja, Wojciech Skupień, Łukasz Kruczek i Adam Małysz. Zaskoczenie
było ogromne, jednak był to jednorazowy przebłysk formy całego zespołu - na
kolejne podium musieliśmy czekać ponad 7 lat...
50. TURNIEJ CZTERECH SKOCZNI
W sezonie 2001/2002 już po raz pięćdziesiąty rozgrywano
Turniej Czterech Skoczni. Murowanym faworytem do zwycięstwa był oczywiście Adam
Małysz, który zgromadził 810 punktów - ponad 2 razy więcej niż drugi Sven
Hannawald. To jednak Niemiec zwrócił na siebie całą uwagę podczas czterech
konkursów, dokonując rzeczy, która uchodziła do tej pory za niemożliwą - wygrał
wszystkie cztery konkursy. Zawsze odpuszczał kwalifikacje, startując z numerem
50 i mierząc się z ich zwycięzcą. W Innsbrucku zmiótł rywali, wygrywając z przewagą
23 punktów, w całym turnieju było to już 56,6 punktu. Niepowtarzalny triumf
przyniósł Hannawaldowi ogromną sławę i popularność.
ZAKOPANE 2002
To pierwszy weekend PŚ, który bardzo dobrze zapamiętałem. Po
dwóch sezonach PŚ powrócił do Polski, jednocześnie po raz pierwszy w trakcie
sukcesów Adama Małysza. Nieoficjalnym hymnem weekendu był utwór zespołu Golec
uOrkiestra pt. "Zwycięstwo", który doskonale ilustrował nastroje
kibiców zgromadzonych pod Wielką Krokwią. Spośród dwóch konkursów Małysz wygrał
niedzielne zmagania, wprawiając w ekstazę dziesiątki tysięcy kibiców
zgromadzonych pod skocznią. Choć to było już 21. zwycięstwo Małysza w karierze,
na polskiej ziemi (którą ucałował zaraz po wylądowaniu) wygrał po raz pierwszy.
Sven Hannawald (który został zaatakowany przez polskich kibiców śnieżkami)
pogratulował Polakowi zwycięstwa, pokazując w ten sposób prawdziwą klasę
sportową. Było to ostatnie zwycięstwo Małysza przed trwającą ponad rok przerwą.
Tymczasem na horyzoncie widać już było najważniejszą imprezę całego sezonu...
ZIMOWE IGRZYSKA OLIMPIJSKIE 2002
W lutym 2002 cały sportowy świat żył XIX Zimowymi Igrzyskami
Olimpijskimi w Salt Lake City, mieście położonym w amerykańskim stanie Utah. Wśród
faworytów wszyscy jednym tchem wymieniali Małysza i Hannawalda. Na dobrą sprawę
nikt się nie spodziewał, że dwóch największych tuzów pogodzi niespełna 21-letni
Szwajcar. Ale po kolei: na początku rozegrano zawody na skoczni normalnej.
Wygrał go Simon Ammann, zawodnik który dopiero wkraczał do światowej czołówki.
Nie wygrał do tej pory żadnego konkursu zaliczanego do Pucharu Świata, co
więcej - miesiąc wcześniej zaliczył poważny upadek, upadając twarzą na bulę
skoczni. O zwycięstwie zadecydowała przewaga z I serii. Cały sportowy świat
oniemiał na wieść o wyniku głoszącym triumf skoczka o pseudonimie Harry Potter.
Sven Hannawald i Adam Małysz zdobyli odpowiednio srebrny i brązowy medal.
Po 3 dniach skoczkowie ponownie stanęli do rywalizacji, tym
razem na dużym obiekcie: po pierwszej serii było współliderów: Ammann i
Hannawald, trzeci był Małysz. W drugiej rundzie Polak po swoim skoku objął
prowadzenie i był pewny drugiego medalu. Następnie skoczył Ammann, który
zepchnął Wiślanina z pozycji lidera. Na koniec został triumfator 50. Turnieju
Czterech Skoczni, który oddał bardzo daleki skok, lecz go nie ustał. Z racji
słabych not sędziowskich i utraty wielu punktów, Hannawald wylądował na 4.
miejscu i został bez medalu. Podium było następujące: Ammann, Małysz i Matti
Hautamätki. Wiadomo już było, że zwycięstwo Szwajcara nie było przypadkowe, a z
formą trafił w najlepszym możliwym momencie.
W konkursie drużynowym zarówno Ammann, jak i Małysz nie
odegrali znaczącej roli. Odegrał za to Sven Hannawald, a drużyna Niemiec
wyprzedziła drużynę Finów... o 0,1 punktu. Różnica tak mała, że aż warta
odnotowania.
Telewizja Polska w trakcie Igrzysk Olimpijskich odnotowała
ówczesny rekord oglądalności: 13 lutego 2002 tę transmisję oglądało 13 mln 200
tys. widzów.
Kolejne zawody to dobra dyspozycja Adama Małysza, który na
dwa konkursy przed końcem kolejnej odsłony PŚ zapewnił sobie w nim zwycięstwo.
Finał sezonu przyniósł niepokojącą wiadomość: groźnie wyglądający upadek
zaliczył Tomasz Pochwała - na szczęście skończyło się tylko na potłuczeniach
(oglądając film z upadku można było odnieść wrażenie, że doznał znacznie
poważniejszych obrażeń). Po odwołaniu ostatniego konkursu indywidualnego Małysz
odebrał Kryształową Kulę, a kolejny sezon dobiegł końca.
To koniec pierwszej części. Kolejne będę publikował (najprawdopodobniej) co niedzielę.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę doczekać się urodzinowego postu :) Zapraszam na na mój blog blizejgwiazd.blogspot.com.
OdpowiedzUsuń