Oto drugi w mojej kolekcji podpis Laury Dahlmeier, niemieckiej biathlonistki. Od kiedy prawie rok temu publikowałem jej pierwszy autograf, lista jej sukcesów znacząco się powiększyła. Podczas MŚ w Oslo zdobyła medal w każdej konkurencji, w jakiej wystartowała, a mianowicie: została mistrzynią świata w biegu pościgowym, wicemistrzynią w starcie masowym oraz brązową medalistką w biegu indywidualnym, sprincie oraz w sztafecie - nie wystartowała tylko w sztafecie mieszanej. Cały sezon 2015/2016 zakończyła na 6. miejscu. Łącznie 18 razy stała na podium w karierze, z czego 7 zawodów wygrała.
Poprzedni wpis jej poświęcony jest dostępny tutaj.
Tymczasem serdecznie zapraszam do zajrzenia na mojego Instagrama - link niezmiennie z prawej strony bloga.
30 lipca 2016
27 lipca 2016
37a. Svenja Würth
Po raz drugi przedstawiam autograf Svenji Würth, niemieckiej skoczkini narciarskiej. Niestety, od ostatniego wpisu (a było to w maju 2014) jej poświęconemu, jej dorobek osiągnięć niewiele się zmienił. 3 razy uplasowała się w czołowej dziesiątce (2 razy w sezonie 2011/2012 i raz w sezonie 2012/2013). Ostatni sezon 2015/2016 ukończyła na 34. miejscu z dorobkiem 42 punków. Autograf z wymiany.
Poprzednie autografy można obejrzeć tutaj.
A, i jeszcze jedna rzecz jest warta odnotowania - 24 lipca padł kolejny rekord wyświetleń w przeciągu doby - 1334 wyświetlenia! Chociaż tym razem mam wątpliwości, czy przy tym nie brał udziału jakiś bot...
Poprzednie autografy można obejrzeć tutaj.
A, i jeszcze jedna rzecz jest warta odnotowania - 24 lipca padł kolejny rekord wyświetleń w przeciągu doby - 1334 wyświetlenia! Chociaż tym razem mam wątpliwości, czy przy tym nie brał udziału jakiś bot...
24 lipca 2016
129. Anna Fenninger
W miejsce zafałszowanego podpisu Lindsey Vonn postanowiłem umieścić autograf innej narciarki alpejskiej - mowa tutaj o Annie Veith (z domu Fenninger), pochodzącej z Austrii sportsmenki. Anna jest bardzo utytułowaną zawodniczką: dwa razy z rzędu zdobyła dużą Kryształową Kulę w klasyfikacji generalnej w sezonach 2013/2014 oraz 2014/2015. Dwukrotna medalistka z Soczi w supergigancie (złoto) i w gigancie (srebro). Sześć razy zdobyła medal MŚ: trzy razy była najlepsza, dwa razy druga i raz trzecia. W zawodach PŚ 43 razy stała na podium: 14 razy wygrała, 18 razy była druga i 11 razy trzecia. W październiku 2015 roku, tuż przed rozpoczęciem kolejnego sezonu, doznała kontuzji kolana podczas treningu w Sölden. Zerwała więzadła krzyżowe w prawym kolanie a także uszkodziła rzepkę. Kontuzja unimożliwiła jej udział w zawodach w całym sezonie 2015/2016.
I jeszcze mała sprawa związana z poprzednim wpisem: wywołał on niezłe poruszenie, gdyż wczoraj padł absolutny rekord wyświetleń jednego dnia: 388 odsłon! A tym samym, jedna z nich miała równy numer, osiemdziesięciotysięczny! To mnie tym bardziej motywuje do prowadzenia bloga, którego treści od 15 dni można również śledzić na Instagramie.
I jeszcze mała sprawa związana z poprzednim wpisem: wywołał on niezłe poruszenie, gdyż wczoraj padł absolutny rekord wyświetleń jednego dnia: 388 odsłon! A tym samym, jedna z nich miała równy numer, osiemdziesięciotysięczny! To mnie tym bardziej motywuje do prowadzenia bloga, którego treści od 15 dni można również śledzić na Instagramie.
21 lipca 2016
Robią nas w konia: 2. Lindsey Vonn
Dzisiejsza
notka (chociaż ze względu na jej długość bardziej będzie pasowało słowo
artykuł) nie będzie poświęcona nowemu autografowi od sportowca. W niej wrócę do
pewnego "autografu", który to został opisany w październiku 2015
roku. Chociaż tytuł wszystko wyjaśnia, opiszę całą historię po kolei.
Był rok 2013
- moja kolekcja raczkowała, liczyła góra kilkanaście podpisów, blog był dopiero
w planach, a ja szkoliłem się w pisaniu próśb o autografy, dowiadywałem się co
to są kupony IRC, krótko mówiąc - dopracowywałem swój warsztat kolekcjonera.
Zainteresowałem się amerykańską narciarką alpejską - Lindsey Vonn. Chociaż narciarstwo alpejskie nie
jest moją ulubioną dyscypliną, to jednak ta zawodniczka jest absolutną
rekordzistką w liczbie zwycięstw w zawodach PŚ, ma na koncie mnóstwo medali MŚ,
IO, słowem - uznałem, że jej podpis powinien znaleźć się w mojej kolekcji.
Szybko znalazłem
adres, wysłałem prośbę i zacząłem czekać.
Minęły 2
lata - był sierpień 2015. Byłem niesamowicie zaskoczony, gdy okazało się że
Amerykanka odpisała na moją prośbę i przysłała swój autograf! Moje zdziwienie,
a tym samym radość były nie do opisania, że podpis tak znakomitej sportsmenki
znalazł się w mojej kolekcji. 8 października autograf pojawił się na blogu z
numerem 129.
Krótko
mówiąc - cały ten artykuł ma na celu udowodnienie, że Lindsey Vonn nie
wszystkim wysyła swoje prawdziwe autografy. Zamiast tego zdarza się jej
wysłać autopen. Co to jest - większość pewnie wie, a tym co nie wiedzą, śpieszę
z wyjaśnieniami - jest to podpis złożony nie przez człowieka, tylko przez
specjalną maszynę robiącą to za niego. Wystarczy włożyć zdjęcie, kartkę,
kawałek papieru do takiego urządzenia, by po chwili uzyskać elegancki (ale
fałszywy) podpis sportowca, celebryty, w sumie to kogokolwiek.
Ten artykuł
podzielę na dwie części. Pierwsza część to poszlaki - w tym wypadku to informacje
ze strony internetowej sportsmenki. Druga część to dowody, czyli bezpośrednia
konfrontacja fałszywych podpisów ze sobą. No to zaczynamy!
POSZLAKI
Popatrzmy na
informacje zamieszczone na stronie sportsmenki, w zakładce kontakt (można wejść tutaj). Czytamy:
Please include a self-addressed and stamped
envelope (#10 business envelope or larger) if you are requesting an autograph.
Please DO NOT include personal items to be signed, we cannot guarantee their
return.
Co możemy
przetłumaczyć jako:
Proszę załączyć opłaconą, zaadresowaną do
siebie kopertę (tutaj podany jest jej rozmiar, chodzi o tę szerszą kopertę,
gdyż Lindsey wysyła podłużne kartki), jeśli chcesz otrzymać autograf. Proszę
NIE dołączać innych rzeczy do podpisu, gdyż nie możemy zagwarantować ich
zwrotu.
Ostatnie
zdanie mówi jasno: nie załączaj innych rzeczy (typu zdjęcia, kartki, rysunki)
bo Lindsey prawdopodobnie ich nie podpisze. Dlaczego? A no pewnie dlatego, że
ich pewnie na oczy nie zobaczy. Czytamy dalej:
For the USA:
(tutaj pewien adres w Stanach Zjednoczonych)
Important: Unfortunately we cannot use UPU
coupons in the USA (solely in Europe); therefore please use always a
self-addressed and stamped envelope. If you're from Europe and wish to use a
UPU coupon, please see here below "outside the USA".
Co znaczy
mniej więcej:
Ważne: Niestety, nie możemy używać kuponów
UPU (chodzi o IRC) w USA (możemy ich wyłącznie używać w Europie), stąd też proszę zawsze używać
opłaconych, zaadresowanych do siebie kopert. Jeśli jesteś z Europy i chcesz użyć
kuponu UPU, spójrz poniżej na informację z nagłówkiem "Spoza USA".
BZDURA!
Kupony IRC jak najbardziej działają w Stanach Zjednoczonych. Sam kilka razy
wysyłałem prośbę do tego kraju i z pomocą tych kuponów przychodziła odpowiedź.
Outside the USA:
(tutaj pewien adres w Austrii)
Important: We can use UPU coupons in Europe,
so you can send your request with a self-addressed envelope which is pre-paid
or please add a UPU coupon.
Please note that we are unable to send
autographs without the pre-paid envelope (@ all European fans: you could add a
UPU coupon instead).
I
tłumaczymy:
Możemy używać kuponów UPU w Europie, więc
możesz wysłać swoją prośbę z opłaconą kopertą zaadresowaną do siebie lub samą
kopertę z kuponem na odpowiedź.
Proszę mieć na uwadze, że nie możemy wysłać
autografu bez opłaconej koperty lub bez kuponu na odpowiedź.
A to już
zupełne kuriozum. Jeśli chcemy poprosić amerykańską zawodniczkę o autograf,
list piszemy do... Austrii! Ciekawe dlaczego... Czyżby Lindsey tak często
odwiedzała Austrię, by odpowiadać na korespondencję od fanów? A może dlatego,
że maszynę do składania fałszywych podpisów można umieścić zarówno w Stanach,
jak i w Austrii, Australii, Antarktydzie, bezludnej wyspie, byle tylko był
prąd?
Podsumowując
powyższe poszlaki - to nie są dowody, że Lindsey rozsyła nieprawdziwe autografy
- są to jedynie takie przesłanki, które sprawiają że prawdopodobieństwo zajścia
takiego nieuczciwego działania wielokrotnie wzrasta. A co do wspomnianych
dowodów - zachęcam do dalszej lektury.
DOWODY
Przyszedł
czas, by zaprezentować dowody nieuczciwości. O nie było trudniej niż w
przypadku Pettera Northuga: autopen jest trudniejszy do wykrycia, gdyż zachodzi
konieczność porównania autografu z innymi od tej samej osoby. Niemniej jednak,
i one się znalazły. Każdy autentyczny autograf jest różny i najczęściej różnice
w poszczególnych literach widać gołym okiem. Gdy takich różnic nie widzimy,
mimo dokładnej analizy podpisów, mamy do czynienia z autopenem.
Popatrzmy na
to zdjęcie:
(źródło: tutaj)
Trzy
identyczne kartki. Podpisy - po prawej stronie, ale w innych miejscach i pod
różnymi kątami. Czy identyczne? Moim zdaniem - tak. Teraz spójrzmy na
zestawienie mojego autografu z jednego z tych podpisów.
Uderzające
podobieństwo, nieprawdaż?
Popatrzmy na ten podpis, zdobyty przez pewną kolekcjonerkę z Polski. (link) Podobny
podpis do powyższych? Ba, nawet jednakowy. Niczym się nie różniący.
A może by
tak sprzedać taki podpis? Pewien kolekcjoner wystawił na szwajcarskim portalu
aukcyjnym kartkę Lindsey Vonn. Wygląda ona tak: link do obrazka.
Pisząc
prośbę o autografy do Head Ski otrzymałem elegancki plik kartek - kilka z nich
było podpisanych, kilka miało nadrukowany autograf. Nadruk ten był jednak
wypukły (swoją drogą bardzo ciekawy efekt). Wśród nich - kartka amerykańskiej
narciarki. Popatrzmy na nią jeszcze raz.
Jaki z tego
wniosek? Jeden, najbardziej rozpowszechniony wzór podpisu Amerykanki pojawia
się niemalże na wszystkich kartkach - na tych od niej zarówno z USA jak i z
Austrii, a nawet od producenta sprzętu narciarskiego.
Czy to koniec
sprawy? W żadnym razie. Jeden wzór autografu byłby zbyt łatwy do wykrycia.
Dlatego też wzorów tych jest co najmniej kilka, które prawdopodobnie zmieniają
się wraz z kolejnymi turami odpowiedzi na prośby fanów narciarki. Spójrzmy na
te autografy: link Autografy są
ewidentnie inne od tych pokazywanych wcześniej, jednak czy te dwa różnią się
czymś między sobą? Może położeniem na kartce, może są napisane pod innym kątem,
jednak litery tworzące podpis są identyczne. To tylko kolejny wzór autopenu.
Nie
wszystkie jednak podpisy to autopeny. Możemy zaobserwować również wyróżniające
się autografy, które z dużym prawdopodobieństwem można określić jako
autentyczne (a w każdym razie niewykonane przez maszynę).
Zwróćmy uwagę na te podpisy. Są do siebie
podobne, ale w powiększeniu widać sporo drobnych różnic.
Z tego wynika, że jeżeli posiadamy podpis Vonn w kolekcji, to jest szansa na to, że jednak mamy autentyczny podpis.
Podsumowując
wszystkie dotychczasowe rozważania: Autografy pochodzące z adresów podanych na
stronie sportsmenki to jedna wielka niewiadoma. Niektórzy otrzymują autopeny
(tak jak ja), niektórzy mogli otrzymać autentyczne autografy.
Do tego artykułu wszelkie uwagi, wnioski, a także
konstruktywna krytyka - mile widziane.
A, i jeszcze
wracając do poprzedniego oszustwa - jakiś czas temu odesłałem kartkę Pettera
Northuga do nadawcy. Przed wysłałem nieco ją upiększyłem ;)
To już
koniec tej zdecydowanie najdłuższej notki w historii bloga - a na sam koniec
nasuwa się pewna niezbyt optymistyczna myśl - tak jak niektórzy blogerzy tworzą
specjalne posty, typu relacje z zawodów, wywiady z zawodnikami, tak chyba mnie
z tych specjalnych notek przypadło opisywanie fałszywych autografów...
16 lipca 2016
K6. Stanisław Snopek
Oto ostatni podpis z serii poświęconej autografom komentatorów sportowych. Przedstawiam autograf Stanisława Snopka, który od lat jest związany z Telewizją Polską. Zajmuje się takimi dyscyplinami jak skoki narciarskie i hokej.
Komentarz Pana Stanisława najbardziej kojarzę z japońskich konkursów Pucharu Świata. Jeden z nich zawsze odbywa się rano, drugi w nocy. To właśnie jemu w udziale najczęściej przypadają zawody w Sapporo, dawniej również w Hakubie. Jeszcze kilka lat temu Pan Stanisław miał okazję komentować więcej konkursów skoków narciarskich, teraz robi to coraz rzadziej. A szkoda, gdyż Pan Stanisław jest bardzo dobrym komentatorem - jego komentarz nieraz ubarwia nudny konkurs i podkreśla emocje podczas ciekawych zawodów. Wielokrotnie komentował zawody, w których to Adam Małysz deklasował rywali i muszę przyznać, że w swojej roli odnalazł się znakomicie. Obecnie częściej komentuje hokej na lodzie na antenie TVP Sport niż skoki narciarskie. Pan Stanisław umieścił bardzo miłą dedykację, co szczególnie mnie cieszy.
Komentarz Pana Stanisława najbardziej kojarzę z japońskich konkursów Pucharu Świata. Jeden z nich zawsze odbywa się rano, drugi w nocy. To właśnie jemu w udziale najczęściej przypadają zawody w Sapporo, dawniej również w Hakubie. Jeszcze kilka lat temu Pan Stanisław miał okazję komentować więcej konkursów skoków narciarskich, teraz robi to coraz rzadziej. A szkoda, gdyż Pan Stanisław jest bardzo dobrym komentatorem - jego komentarz nieraz ubarwia nudny konkurs i podkreśla emocje podczas ciekawych zawodów. Wielokrotnie komentował zawody, w których to Adam Małysz deklasował rywali i muszę przyznać, że w swojej roli odnalazł się znakomicie. Obecnie częściej komentuje hokej na lodzie na antenie TVP Sport niż skoki narciarskie. Pan Stanisław umieścił bardzo miłą dedykację, co szczególnie mnie cieszy.
12 lipca 2016
K5. Marek Rudziński
Przedstawiam autograf kolejnego komentatora, którego mamy okazję słyszeć w naszych domach - dziś jest to Marek Rudziński. Ma przebogate doświadczenie dziennikarskie: w latach 1982-2000 pracował w Polskim Radiu, następnie od 2000 do 2012 - w Eurosporcie, zaś od 1 kwietnia 2012 jest związany z Telewizją Polską.
Przy mojej opinii na temat komentarza Pana Marka zrobię wyraźny podział na okres pracy w Eurosporcie oraz TVP. Gdy pracował w Eurosporcie komentował wszystkie zawody narciarstwa klasycznego - skoki, biegi oraz kombinację. Najczęściej robił to sam i moim zdaniem wychodziło mu to bardzo dobrze - na tyle dobrze, że wybierałem Eurosport zamiast Telewizji Polskiej. Komentarz był stonowany, bez zbędnych emocji i nadziei, a także poparty wiedzą o komentowanej dyscyplinie. Nie był on przegadany, pozwolił widzowi przeanalizować to, co się dzieje podczas zawodów. Nieraz, zwłaszcza przy najważniejszych imprezach typu MŚ, IO czy też pierwsze zawody w sezonie do pana Marka dołączał śp. pan Bogdan Chruścicki (wielka szkoda, że nie mam jego autografu, gdyż na temat jego komentarza mógłbym napisać cały referat i jeszcze trochę). W tym duecie obaj panowie odnajdowali się znakomicie - pan Marek nieco się emocjonował, zaś pan Bogdan te emocje nieco studził - jak dla mnie świetnie dopełnienie. Niezależnie od dyscypliny, którą miał w udziale skomentować pan Marek, sprawdzał się w tym bardzo dobrze, a słuchało się z przyjemnością.
Po sezonie 2011/2012 pan Marek podziękował Eurosportowi za współpracę i przeszedł do TVP. Tam już nie komentuje biegów - za nie jest odpowiedzialny Marek Jóźwik, który pojęcie o biegach ma mniej więcej takie, jak ja o hodowli jedwabników (mówiąc obrazowo - żadne), ani kombinacji norweskiej (gdyż TVP po prostu jej nie nadaje - nie licząc kilku transmisji raz na 4 lata z Igrzysk Olimpijskich oraz raz na 2 lata z Mistrzostw Świata). W udziale mu przypadły skoki narciarskie oraz z rzadka lekka atletyka i koszykówka (warto nadmienić, że pan Marek przed swoją dziennikarską przygodą był koszykarzem). Bardzo często skoki narciarskie komentuje razem z Sebastianem Szczęsnym - komentarz obu panów pasuje jak pięść do oka. Oglądając transmisje z takim komentarzem doprawdy trudno jest mi się skupić na tym, co się dzieje podczas zawodów - właśnie dlatego w poprzednim poście napisałem, że moim zdaniem pan Szczęsny lepiej się sprawdza w indywidualnym komentarzu niż w duecie. Często rzucają niepasujące do siebie myśli, zdania, fakty, co nie ułatwia oglądania transmisji.
Podsumowując - pan Marek jest doprawdy świetnym dziennikarzem i pracując w Eurosporcie mógł naprawdę pokazać pełnię swoich umiejętności sprawozdawczych. Po przejściu do TVP jego komentarz uległ pogorszeniu, zawęziła się też liczba dyscyplin które miał okazję sprawozdawać. Szkoda mi tych biegów i kombinacji, z nich jest przecież świetnym specjalistą. Wspomnę, że podczas tych pojedynczych konkursów kombinacji pokazywanych na antenie TVP znów poczułem się, gdybym je oglądał na Eurosporcie. Myślę, że to właśnie pan Sebastian, a w zasadzie - komentarz w duecie razem z nim jest sprawcą tego pogorszenia. Autograf poniżej.
To był bardzo długi wpis na blogu - chyba jeszcze dłuższy niż ten poświęcony panu Igorowi Błachutowi. Dajcie znać, w komentarzu czy też w mailu, czy takie posty Wam odpowiadają. Tymczasem zapraszam do uruchomionego 3 dni temu konta na Instagramie - już jest tam dostępnych kilka zdjęć autografów. Link jest po prawej stronie, każdy bez problemu go znajdzie.
Przy mojej opinii na temat komentarza Pana Marka zrobię wyraźny podział na okres pracy w Eurosporcie oraz TVP. Gdy pracował w Eurosporcie komentował wszystkie zawody narciarstwa klasycznego - skoki, biegi oraz kombinację. Najczęściej robił to sam i moim zdaniem wychodziło mu to bardzo dobrze - na tyle dobrze, że wybierałem Eurosport zamiast Telewizji Polskiej. Komentarz był stonowany, bez zbędnych emocji i nadziei, a także poparty wiedzą o komentowanej dyscyplinie. Nie był on przegadany, pozwolił widzowi przeanalizować to, co się dzieje podczas zawodów. Nieraz, zwłaszcza przy najważniejszych imprezach typu MŚ, IO czy też pierwsze zawody w sezonie do pana Marka dołączał śp. pan Bogdan Chruścicki (wielka szkoda, że nie mam jego autografu, gdyż na temat jego komentarza mógłbym napisać cały referat i jeszcze trochę). W tym duecie obaj panowie odnajdowali się znakomicie - pan Marek nieco się emocjonował, zaś pan Bogdan te emocje nieco studził - jak dla mnie świetnie dopełnienie. Niezależnie od dyscypliny, którą miał w udziale skomentować pan Marek, sprawdzał się w tym bardzo dobrze, a słuchało się z przyjemnością.
Po sezonie 2011/2012 pan Marek podziękował Eurosportowi za współpracę i przeszedł do TVP. Tam już nie komentuje biegów - za nie jest odpowiedzialny Marek Jóźwik, który pojęcie o biegach ma mniej więcej takie, jak ja o hodowli jedwabników (mówiąc obrazowo - żadne), ani kombinacji norweskiej (gdyż TVP po prostu jej nie nadaje - nie licząc kilku transmisji raz na 4 lata z Igrzysk Olimpijskich oraz raz na 2 lata z Mistrzostw Świata). W udziale mu przypadły skoki narciarskie oraz z rzadka lekka atletyka i koszykówka (warto nadmienić, że pan Marek przed swoją dziennikarską przygodą był koszykarzem). Bardzo często skoki narciarskie komentuje razem z Sebastianem Szczęsnym - komentarz obu panów pasuje jak pięść do oka. Oglądając transmisje z takim komentarzem doprawdy trudno jest mi się skupić na tym, co się dzieje podczas zawodów - właśnie dlatego w poprzednim poście napisałem, że moim zdaniem pan Szczęsny lepiej się sprawdza w indywidualnym komentarzu niż w duecie. Często rzucają niepasujące do siebie myśli, zdania, fakty, co nie ułatwia oglądania transmisji.
Podsumowując - pan Marek jest doprawdy świetnym dziennikarzem i pracując w Eurosporcie mógł naprawdę pokazać pełnię swoich umiejętności sprawozdawczych. Po przejściu do TVP jego komentarz uległ pogorszeniu, zawęziła się też liczba dyscyplin które miał okazję sprawozdawać. Szkoda mi tych biegów i kombinacji, z nich jest przecież świetnym specjalistą. Wspomnę, że podczas tych pojedynczych konkursów kombinacji pokazywanych na antenie TVP znów poczułem się, gdybym je oglądał na Eurosporcie. Myślę, że to właśnie pan Sebastian, a w zasadzie - komentarz w duecie razem z nim jest sprawcą tego pogorszenia. Autograf poniżej.
To był bardzo długi wpis na blogu - chyba jeszcze dłuższy niż ten poświęcony panu Igorowi Błachutowi. Dajcie znać, w komentarzu czy też w mailu, czy takie posty Wam odpowiadają. Tymczasem zapraszam do uruchomionego 3 dni temu konta na Instagramie - już jest tam dostępnych kilka zdjęć autografów. Link jest po prawej stronie, każdy bez problemu go znajdzie.
9 lipca 2016
K4. Sebastian Szczęsny
Dziś przedstawiam podpis Sebastiana Szczęsnego, komentatora pracującego w Telewizji Polskiej. Specjalizuje się w komentowaniu skoków narciarskich, boksu, podnoszeniu ciężarów oraz narciarstwa alpejskiego (ten ostatni sport rzadko przypada mu w udziale). W TVP pracuje od 9 lat.
Komentarz Pana Sebastiana jest dość specyficzny. Często używa zdrobnień wobec zawodników, co jest czasem sympatyczne, a czasem irytujące. Jest jednym z bardziej emocjonujących się komentatorów. Zdarzają mu się wpadki językowe przy wymowie nazwisk sportowców (choć nie niemieckich, austriackich i szwajcarskich, gdyż Pan Sebastian biegle włada językiem niemieckim). Moim zdaniem lepiej komentuje sam niż w duecie (np. z Markiem Rudzińskim). W trakcie transmisji często robi złudne nadzieje na dobry skok zawodnika, który jest po prostu słaby i prawdopodobieństwo jego dobrego występu jest bardzo niewielkie. Na plus można zaliczyć humor w trakcie komentarza. Czasem rzuci jakimś żartem o zawodnikach, czasem zdradzi widzom co sportowcy robią w trakcie przygotowań lub w wolnym czasie. Ogólnie rzecz biorąc, Pan Sebastian jest dobrym (ale nie bardzo dobrym) komentatorem - niektóre rzeczy śmieszą, inne nieco denerwują i jeśli tylko Pan Sebastian zaznajomi się z wymową nazwisk niektórych zawodników to będzie dużo lepiej.
Dzisiaj założyłem konto na Instagramie dla mojego bloga - link znajduje się po prawej stronie. Chętnych gorąco zachęcam do obserwowania. Na chwilę obecną nie ma jeszcze żadnych zdjęć, jednak ten stan rzeczy wkrótce się zmieni. Login jest taki sam jak adres bloga w Bloggerze, czyli zimoweautografy.
Komentarz Pana Sebastiana jest dość specyficzny. Często używa zdrobnień wobec zawodników, co jest czasem sympatyczne, a czasem irytujące. Jest jednym z bardziej emocjonujących się komentatorów. Zdarzają mu się wpadki językowe przy wymowie nazwisk sportowców (choć nie niemieckich, austriackich i szwajcarskich, gdyż Pan Sebastian biegle włada językiem niemieckim). Moim zdaniem lepiej komentuje sam niż w duecie (np. z Markiem Rudzińskim). W trakcie transmisji często robi złudne nadzieje na dobry skok zawodnika, który jest po prostu słaby i prawdopodobieństwo jego dobrego występu jest bardzo niewielkie. Na plus można zaliczyć humor w trakcie komentarza. Czasem rzuci jakimś żartem o zawodnikach, czasem zdradzi widzom co sportowcy robią w trakcie przygotowań lub w wolnym czasie. Ogólnie rzecz biorąc, Pan Sebastian jest dobrym (ale nie bardzo dobrym) komentatorem - niektóre rzeczy śmieszą, inne nieco denerwują i jeśli tylko Pan Sebastian zaznajomi się z wymową nazwisk niektórych zawodników to będzie dużo lepiej.
Dzisiaj założyłem konto na Instagramie dla mojego bloga - link znajduje się po prawej stronie. Chętnych gorąco zachęcam do obserwowania. Na chwilę obecną nie ma jeszcze żadnych zdjęć, jednak ten stan rzeczy wkrótce się zmieni. Login jest taki sam jak adres bloga w Bloggerze, czyli zimoweautografy.
5 lipca 2016
K3. Igor Błachut
To będzie bardzo długi wpis... Ale mam nadzieję, że chociaż część Czytelników przeczyta go do końca. Tytułem krótkiego wstępu, przedstawiam autograf Igora Błachuta, komentatora sportowego pracującego w Eurosporcie.
Większość z Was zapewne go zna z transmisji skoków narciarskich, gdzie to jest głównym komentatorem zarówno kwalifikacji, jak i konkursów głównych. Po odejściu Marka Rudzińskiego do TVP (a było to po zakończeniu sezonu 2011/2012) to właśnie Panu Igorowi przypadło w udziale komentowanie tej dyscypliny. Kilka konkursów skomentował razem z Adamem Małyszem, zaś od końca 2015 roku dołączył nieznany szerszej publiczności Jakub Pieczatowski. Osoby oglądające kombinację norweską z pewnością pamiętają, że właśnie ta dyscyplina była pierwotnym zajęciem Pana Igora - to właśnie oglądając konkursy z jego komentarzem zgłębiałem tajniki i zasady dwuboju zimowego. Ale również biegi narciarskie są przedmiotem jego zainteresowania - często możemy usłyszeć Pana Igora komentującego zawody razem z Kacprem Merkiem.
A teraz odrobina prywaty, czyli moja opinia na temat jakości komentarza: przyjęło się powiedzenie, że ludzie od wszystkiego są do niczego. W tym wypadku jest to oczywistą nieprawdą: Pan Igor doskonale się odnajduje w komentowaniu wszystkich dyscyplin narciarstwa klasycznego: skoków, biegów i kombinacji. Kilkukrotnie słyszałem go komentującego kolarstwo, a nawet piłkę wodną, jednak nie posiadam dostatecznej wiedzy, by się wypowiedzieć na temat komentarza tych dyscyplin.
Wracając do sportów zimowych: komentarz Pana Igora zawiera coś, co lubię najbardziej, mianowicie humor oraz ironię - nieraz delikatną, czasem bardziej dosadną. Nie mówi cały czas, daje "odpocząć" widzom - przegadana transmisja sprawia, że staje się nudniejsza, a i to, co się dzieje na ekranie staje się bardziej pogmatwane - tutaj na szczęście nic takiego nie ma miejsca. Potrafi ożywić nudny konkurs, w którym nic się nie dzieje, a podczas emocjonujących zawodów w wydatny sposób umie jeszcze bardziej podgrzać atmosferę w domach widzów Eurosportu. Raczej oszczędny w emocjach, niemniej jednak w czasie, gdy polscy sportowcy wygrywają zawody potrafi wydać z siebie okrzyk radości. Ma dobry kontakt z widzami (rzadkość wśród komentatorów!) - kilkukrotnie odpowiedział na moje maile, a nawet raz się odniósł do jednego z nich na wizji. Nie muszę chyba wspominać, że za sprawą jednego z widzów Eurosportu, a przy udziale Pana Igora cała Polska zaczęła poprawnie wymawiać nazwisko Petera Prevca (gwoli przypomnienia, Prełc, nie Prewc!) Kolejny potwierdzeniem dobrego kontaktu z widzami jest fakt, że Pan Igor odpowiedział na moją prośbę o autograf (a nawet załączył krótki list, jednak jego treść zachowam dla siebie).
Cóż mogę więcej napisać - jak dla mnie Pan Igor jest wyśmienitym komentatorem. Bardzo chętnie oglądam transmisje skoków, biegów i kombinacji z jego udziałem (choć tej ostatniej coraz rzadziej, tutaj prym wiodą Panowie Adam Probosz i Paweł Ulbrych). Ma wiedzę i umie ją w ciekawy sposób przekazać. Pomimo tego, że sam siebie nazywa bajkopisarzem (swoją drogą polecam ten arcyciekawy wywiad przeprowadzony przez serwis skokinarciarskie.pl, do przeczytania tutaj), to jego bajki o skokach narciarskich zawierają nadzwyczaj dużo prawdy, są czasem przewrotne, czasem dość ostre (chyba wszyscy pamiętają idiotę bez szkoły oraz człowieka z Excela z Klingenthal 2015), ale przede wszystkim - potrafią przykuć widza do telewizora i sprawić, że transmisję ogląda się z przyjemnością.
Większość z Was zapewne go zna z transmisji skoków narciarskich, gdzie to jest głównym komentatorem zarówno kwalifikacji, jak i konkursów głównych. Po odejściu Marka Rudzińskiego do TVP (a było to po zakończeniu sezonu 2011/2012) to właśnie Panu Igorowi przypadło w udziale komentowanie tej dyscypliny. Kilka konkursów skomentował razem z Adamem Małyszem, zaś od końca 2015 roku dołączył nieznany szerszej publiczności Jakub Pieczatowski. Osoby oglądające kombinację norweską z pewnością pamiętają, że właśnie ta dyscyplina była pierwotnym zajęciem Pana Igora - to właśnie oglądając konkursy z jego komentarzem zgłębiałem tajniki i zasady dwuboju zimowego. Ale również biegi narciarskie są przedmiotem jego zainteresowania - często możemy usłyszeć Pana Igora komentującego zawody razem z Kacprem Merkiem.
A teraz odrobina prywaty, czyli moja opinia na temat jakości komentarza: przyjęło się powiedzenie, że ludzie od wszystkiego są do niczego. W tym wypadku jest to oczywistą nieprawdą: Pan Igor doskonale się odnajduje w komentowaniu wszystkich dyscyplin narciarstwa klasycznego: skoków, biegów i kombinacji. Kilkukrotnie słyszałem go komentującego kolarstwo, a nawet piłkę wodną, jednak nie posiadam dostatecznej wiedzy, by się wypowiedzieć na temat komentarza tych dyscyplin.
Wracając do sportów zimowych: komentarz Pana Igora zawiera coś, co lubię najbardziej, mianowicie humor oraz ironię - nieraz delikatną, czasem bardziej dosadną. Nie mówi cały czas, daje "odpocząć" widzom - przegadana transmisja sprawia, że staje się nudniejsza, a i to, co się dzieje na ekranie staje się bardziej pogmatwane - tutaj na szczęście nic takiego nie ma miejsca. Potrafi ożywić nudny konkurs, w którym nic się nie dzieje, a podczas emocjonujących zawodów w wydatny sposób umie jeszcze bardziej podgrzać atmosferę w domach widzów Eurosportu. Raczej oszczędny w emocjach, niemniej jednak w czasie, gdy polscy sportowcy wygrywają zawody potrafi wydać z siebie okrzyk radości. Ma dobry kontakt z widzami (rzadkość wśród komentatorów!) - kilkukrotnie odpowiedział na moje maile, a nawet raz się odniósł do jednego z nich na wizji. Nie muszę chyba wspominać, że za sprawą jednego z widzów Eurosportu, a przy udziale Pana Igora cała Polska zaczęła poprawnie wymawiać nazwisko Petera Prevca (gwoli przypomnienia, Prełc, nie Prewc!) Kolejny potwierdzeniem dobrego kontaktu z widzami jest fakt, że Pan Igor odpowiedział na moją prośbę o autograf (a nawet załączył krótki list, jednak jego treść zachowam dla siebie).
Cóż mogę więcej napisać - jak dla mnie Pan Igor jest wyśmienitym komentatorem. Bardzo chętnie oglądam transmisje skoków, biegów i kombinacji z jego udziałem (choć tej ostatniej coraz rzadziej, tutaj prym wiodą Panowie Adam Probosz i Paweł Ulbrych). Ma wiedzę i umie ją w ciekawy sposób przekazać. Pomimo tego, że sam siebie nazywa bajkopisarzem (swoją drogą polecam ten arcyciekawy wywiad przeprowadzony przez serwis skokinarciarskie.pl, do przeczytania tutaj), to jego bajki o skokach narciarskich zawierają nadzwyczaj dużo prawdy, są czasem przewrotne, czasem dość ostre (chyba wszyscy pamiętają idiotę bez szkoły oraz człowieka z Excela z Klingenthal 2015), ale przede wszystkim - potrafią przykuć widza do telewizora i sprawić, że transmisję ogląda się z przyjemnością.
2 lipca 2016
K2. Włodzimierz Szaranowicz
Tym wpisem rozpoczynam krótką serię autografów od komentatorów sportów zimowych - w większości będą to komentatorzy skoków narciarskich. Postaram się również zawrzeć krótką opinię na temat jakości komentarza każdego z nich.
Na pierwszy ogień (a w zasadzie na drugi - blisko rok temu pokazałem autografy komentatorów biathlonu i kolarstwa w Eurosporcie - Krzysztofa Wyrzykowskiego i Tomasza Jarońskiego) idzie podpis Włodzimierza Szaranowicza. Wielokrotnie oglądałem konkursy z jego komentarzem na antenie TVP1 - często komentował najważniejsze imprezy, takie jak Mistrzostwa Świata czy Igrzyska Olimpijskie. Rzadko mówił o tym, co się obecnie dzieje na skoczni, zamiast tego roztaczał swoje barwne opowieści na temat zawodnika, który obecnie skacze - jednak to jak skoczył było tylko dodatkiem do tej opowieści, więcej można było się dowiedzieć o jego życiu prywatnym, czy też o jego największych triumfach na międzynarodowych imprezach. Gdy skakał Adam Małysz, nie krył swoich emocji - to uważam za duży plus jego komentarza. Często niewłaściwie wymawiał nazwiska zawodników, przez co narażał się na śmieszność w oczach widzów. Prawdopodobnie zakończył już karierę komentatora - choć nigdzie nie zostało to ogłoszone, to w sezonie 2015/2016 nie skomentował żadnego konkursu. Ogólnie rzecz biorąc, uważam go za dobrego komentatora i dobrego znawcę skoków narciarskich, jednak wielu błędów mógł uniknąć. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - czasami pomyłki mogły wywołać uśmiech na twarzy widzów.
Na pierwszy ogień (a w zasadzie na drugi - blisko rok temu pokazałem autografy komentatorów biathlonu i kolarstwa w Eurosporcie - Krzysztofa Wyrzykowskiego i Tomasza Jarońskiego) idzie podpis Włodzimierza Szaranowicza. Wielokrotnie oglądałem konkursy z jego komentarzem na antenie TVP1 - często komentował najważniejsze imprezy, takie jak Mistrzostwa Świata czy Igrzyska Olimpijskie. Rzadko mówił o tym, co się obecnie dzieje na skoczni, zamiast tego roztaczał swoje barwne opowieści na temat zawodnika, który obecnie skacze - jednak to jak skoczył było tylko dodatkiem do tej opowieści, więcej można było się dowiedzieć o jego życiu prywatnym, czy też o jego największych triumfach na międzynarodowych imprezach. Gdy skakał Adam Małysz, nie krył swoich emocji - to uważam za duży plus jego komentarza. Często niewłaściwie wymawiał nazwiska zawodników, przez co narażał się na śmieszność w oczach widzów. Prawdopodobnie zakończył już karierę komentatora - choć nigdzie nie zostało to ogłoszone, to w sezonie 2015/2016 nie skomentował żadnego konkursu. Ogólnie rzecz biorąc, uważam go za dobrego komentatora i dobrego znawcę skoków narciarskich, jednak wielu błędów mógł uniknąć. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - czasami pomyłki mogły wywołać uśmiech na twarzy widzów.
Subskrybuj:
Posty (Atom)