Uwaga! Ten artykuł jest kontynuacją wpisu z lipca 2016 roku pt. Robią nas w konia: 2. Lindsey Vonn. Jeśli go nie przeczytałeś/przeczytałeś, bardzo Cię proszę o zapoznanie się z nim. Link do niego znajduje się tutaj.
Dzisiaj mamy szczególny dzień: dokładnie trzy lata temu Kamil Stoch zdobył złoty medal na Igrzyskach Olimpijskich w Soczi na normalnej skoczni. Pomimo upływu czasu, doskonale pamiętam ten konkurs i te niezapomniane emocje, które mi towarzyszyły przy każdym skoku naszych wspaniałych Reprezentantów. Dzisiaj również powraca program mojego najpierw wczesnego dzieciństwa, potem nastoletniego okresu: Milionerzy! Ciekawy jestem, czy Hubert Urbański znów będzie w formie jako prowadzący program oraz czy znów będzie potrzebne ponad 600 odcinków programu, by ktoś zgarnął główną wygraną.
Nie ulega wątpliwości, że dziś wyjątkowy dzień, tak więc wpis będzie również wyjątkowy. Będzie on poświęcony Lindsey Vonn, amerykańskiej narciarki alpejskiej. Nie sądziłem, że po raz trzeci przyjdzie mi opisać sprawę jej autografu. Pierwszy raz miał miejsce, gdy opisałem autograf, drugi - gdy przedstawiłem dowody na to, że ten autograf był fałszywy. Teraz wracam do sprawy, gdyż pojawiły się nowe fakty warte opisania.
Ale po kolei - po okryciu i utwierdzeniu się w przekonaniu, że zostałem oszukany, postanowiłem wypróbować drugi adres podany na stronie zawodniczki. Doskonale zdawałem sobie sprawę z faktu, że przeznaczony jest dla osób mieszkających na terenie Stanów Zjednoczonych, niemniej jednak postanowiłem spróbować. Napisałem długi list, w którym opisałem całą sprawę, dołączyłem kupon na odpowiedź, podłużną kopertę zwrotną oraz odpowiednio udekorowany "autograf" otrzymany z austriackiego adresu.
Ku mojemu zaskoczeniu, przyszła odpowiedź. Ku mojemu zdziwieniu, nie czekałem na nią 2 lata, a zaledwie około 3 miesięcy. Ku mojemu zszokowaniu, przyszły aż dwa podpisy. Gdy pierwsze emocje nieco opadły, nauczony doświadczeniem zacząłem porównywać otrzymane podpisy z tymi, które można znaleźć w Internecie - na blogach innych kolekcjonerów czy też na aukcjach. O dziwo, nie znalazłem identycznych podpisów - może to wskazywać na oryginalność otrzymanych autografów. Widać, że są one napisane mniej starannie niż to, co dostałem z Austrii. No a teraz do rzeczy, całość wygląda tak:
Powyżej zawarłem wszystkie "przygody" jakie mi towarzyszyły przy zdobyciu podpisu Amerykanki, teraz pokrótce opiszę jej sukcesy, a jest ich nieprawdopodobnie dużo. W zawodach Pucharu Świata aż 126 razy stawała na podium: 77 razy wygrała, 32 razy była druga i 19 razy trzecia. W klasyfikacji generalnej czterokrotnie triumfowała, zdobywając Dużą Kryształową Kulę. Zdobyła również oszałamiającą liczbę 16 Małych Kryształowych Kul: 8 razy była najlepsza w zjeździe, 5 razy w supergigancie i 3 razy w kombinacji. Dwukrotna medalistka Igrzysk Olimpijskich Vancouver oraz sześciokrotna medalistka Mistrzostw Świata w narciarstwie alpejskim. W narciarstwie alpejskim kobiet nie ma sobie równych jeśli chodzi o liczbę pucharowych zwycięstw, ma ich najwięcej w historii.
Podsumowując: cieszę się, że udało mi się dopiąć swego i zdobyć oryginalny (a w każdym razie nienapisany autopenem) autograf amerykańskiej mistrzyni. Mam nadzieję, że w przyszłości nie okaże się, że będę musiał tworzyć kolejny wpis z serii "Robią nas w konia" - choć cieszą się bardzo dużą popularnością na blogu, ze zrozumiałych względów nie lubię ich pisać.
Gratulacje
OdpowiedzUsuńGratulacje! :)
OdpowiedzUsuńhttp://autografymartynyautografy.blogspot.com/2017/02/to-byy-najgorsze-mistrzostwa-swiata.html
Gratuluję, dobrze,że zagadka w końcu rozwikłana :D Zapraszam na nowy post ;) http://autografyzuzy.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDopiąłeś swego! gratuluję :D
OdpowiedzUsuńTo się nazywa zwycięstwo. Gratuluję!
OdpowiedzUsuń