Nim się obejrzałem, a minął kolejny miesiąc - i w kioskach pojawił się drugi numer V Magazynu. Pierwszy był raczej dobry, choć posiadał liczne mankamenty – niektóre z nich były dość zaskakujące. Czy w drugim wydaniu autorzy się poprawili? Odpowiedź poniżej.
Zaczynając od elementów obecnych w pierwszym numerze – mamy felietony Panów Jarońskiego i Wyrzykowskiego. Poprzednio oceniłem je wysoko, teraz ocena będzie jeszcze wyższa. Jestem pod naprawdę dużym wrażeniem, jak ci dwaj dżentelmeni się dopasowali. Potrafią stworzyć doskonały felieton praktycznie z niczego, doskonale łącząc różne sportowe wątki, a do tego jeszcze dorzucić pozasportowe zagadnienia (np. literackie). Próba podjęcia dialogu w felietonach również jest nietypowa, ale zastosowana w sposób umiejętny i oryginalny. Zresztą, któż jak nie oni potrafią połączyć biathlon, kolarstwo, wspomnienia z wojska i serię przygód Tomka Wilmowskiego autorstwa Alfreda Szklarskiego?
Dalej mamy Oko na skoki Przemysława Babiarza. Tutaj również nastąpiła poprawa, jednak do przynajmniej dobrego poziomu sporo brakuje. Druga odsłona autorskiej rubryki dziennikarza TVP to tak naprawdę streszczenie tego, co już się wydarzyło okraszonych kilkoma „oczywistymi oczywistościami”, na przykład: Mamy wielkie nadzieje, że Kamil Stoch wygra Turniej Czterech Skoczni trzeci raz z rzędu – ciekawe, czy ktoś z Czytelników mógł mieć inne nadzieje? Może co najwyżej mogły one dotyczyć Piotra Żyły. Przemyśleń, nieoczywistych opinii jest niewiele, choć na plus należy zaliczyć przywołanie statystyki dotyczącej związku między zwycięstwem w Turnieju a prowadzeniem w klasyfikacji generalnej PŚ.
Przejdę teraz do dwóch, moim zdaniem, najlepszych artykułów w drugim numerze V Magazynu. Pierwszy z nich to Uśmiech Ahonena. Smutek skoków. Wygląda na to, że szykuje się kolejny stały cykl artykułów. W pierwszej jego odsłonie dowiadujemy się, że skoki narciarskie to tak naprawdę bardzo smutna dyscyplina sportowa, od oglądania której można nabawić się depresji lub innych zaburzeń psychicznych. Autorzy Kornelia Sobczak i Piotr Kubkowski przytaczają liczne argumenty na potwierdzenie tej tezy: bo konkursy są zagrożone, opóźnione albo przerywane, bo są rozgrywane często już po zmroku, bo skoczkowie często są niezadowoleni ze swoich prób, bo konkurs to generalnie jedna wielka monotonia, i tak dalej. Pomysł na tekst (i całą serię) bardzo ciekawy, jest on wręcz naszpikowany przewrotnością, lekko zjadliwą ironią oraz sarkazmem – czyli czymś, co do mnie osobiście najbardziej trafia. Mimo tych cech – chyba każdy z nas miał podobne odczucia, opisane w Uśmiechu Ahonena, gdy konkurs był przesuwany lub odwoływany, a zawodnik po raz kolejny ściągany z belki, nieprawdaż?
Drugi tekst, który chciałbym wyróżnić to wywiad z Krzysztofem Miklasem, byłym komentatorem skoków narciarskich i sportów zimowych w Telewizji Polskiej. Przypomnę, że u szczytu Małyszomanii to właśnie on zasiadał przed mikrofonem TVP, by dla milionów widzów skomentować poczynania najpopularniejszego wiślanina. W mojej ocenie – nie był geniuszem komentarza sportowego, jednak ma cechę, której brakuje każdemu innemu sprawozdawcy z ulicy Woronicza – mianowicie szczerości i otwartej krytyki czy to zawodników, trenerów czy też nawet swoich przełożonych. W wywiadzie dzieli się swoimi wspomnieniami z najważniejszych imprez, które relacjonował. Napomknął również o swoim konflikcie z Włodzimierzem Szaranowiczem, dotyczącym jego słów o Svenie Hannawaldzie, który w 2002 roku wygrał wszystkie konkursy niemiecko-austriackiego turnieju. Może warto kontynuować tę serię i w następnych wydaniach opublikować wywiad z innym komentatorem?
Drugi tekst, który chciałbym wyróżnić to wywiad z Krzysztofem Miklasem, byłym komentatorem skoków narciarskich i sportów zimowych w Telewizji Polskiej. Przypomnę, że u szczytu Małyszomanii to właśnie on zasiadał przed mikrofonem TVP, by dla milionów widzów skomentować poczynania najpopularniejszego wiślanina. W mojej ocenie – nie był geniuszem komentarza sportowego, jednak ma cechę, której brakuje każdemu innemu sprawozdawcy z ulicy Woronicza – mianowicie szczerości i otwartej krytyki czy to zawodników, trenerów czy też nawet swoich przełożonych. W wywiadzie dzieli się swoimi wspomnieniami z najważniejszych imprez, które relacjonował. Napomknął również o swoim konflikcie z Włodzimierzem Szaranowiczem, dotyczącym jego słów o Svenie Hannawaldzie, który w 2002 roku wygrał wszystkie konkursy niemiecko-austriackiego turnieju. Może warto kontynuować tę serię i w następnych wydaniach opublikować wywiad z innym komentatorem?
Tekst o Władimirze Biełousowym również oceniam dobrze. Przedstawia on rzetelnie i interesująco historię radzieckiego Mistrza Olimpijskiego z 1968 roku, którego losy są pełne wzlotów i upadków. Po raz kolejny mamy tekst o Karolinie Bosiek – niemniej jednak uważam to za dobre posunięcie, bowiem talent i pracowitość tej młodej panczenistki są godne uwagi, a jej kolejne postępy powinny być opisywane w tego rodzaju czasopismach.
Tyle miodu w tej beczce, czas na dziegieć – i to trochę więcej niż przysłowiową łyżkę. Kombinacja norweska – wspaniały sport, łączący dwie konkurencje, z jednej strony podobne do siebie, bo uprawiane na nartach, z drugiej tak różne – bo jedna jest techniczna, a druga wytrzymałościowa. FIS traktuje kombinację norweską jak niechciane dziecko wśród narciarstwa klasycznego, V Magazyn zdaje się mu wtórować. Bo co znajdziemy o kombinacji? Tekst na jedną stronę, z którego dowiadujemy się… że w Polsce, wśród pań w tym sporcie absolutnie nic się dzieje. Oczywiście – informacje w nim zawarte są jak najbardziej prawdziwe, jednak czytelnik może odnieść wrażenie, że tyczy się to całej dyscypliny, zarówno kombinacji uprawianej przez mężczyzn, jak i przez kobiety. W całym numerze nie znajdziemy ani jednej wzmianki o wynikach zawodów PŚ w kombinacji, komentarza dotyczącego występu Polaków, w sumie to nie znajdziemy nic, a to potęguje odczucie, że w sumie kombinacja to nudny sport, którego oficjalne zawody kwalifikują się do likwidacji.
Odczuwam również spory niedosyt po lekturze tekstu o początku PŚ w skokach kobiet – zabrakło mi głębszej analizy występów Polek. Choć nie było ich za dużo, a 33% z nich kończyło się dyskwalifikacją, przywołanie wyników uważam za niewystarczające. Krótki komentarz zawodniczek lub sztabu szkoleniowego czy też próba wyjaśnienia tego stanu rzeczy byłyby bardzo na miejscu.
Z usterek, które nie zostały wyeliminowane z pierwszego numeru, należy wskazać niekonsekwencję w kwestii używania znaków diakrytycznych z obcych języków – to naprawdę bardzo razi, a ta niekonsekwencja objawia się nawet w obrębie jednego tekstu. Na szczęście, nie doszukałem się błędów merytorycznych – w pierwszym numerze znalazłem ich cztery, piąty dołożyła moja Czytelniczka. To, czy przyczyniła się do tego moja recenzja, czy też inne czynniki jest mało istotne – ważne, że ten błąd został usunięty.
Składając wszystkie punkty w całość – drugi numer jest nieznacznie lepszy od pierwszego. Pewne błędy i niedoróbki zostały zlikwidowane, inne dalej czekają aż ktoś się nad nimi pochyli. Nowa seria Uśmiech Ahonena zapowiada się bardzo dobrze i liczę na jej kontynuację. Trzeci numer niebawem pojawi się w kioskach – liczę na solidną dawkę ciekawej lektury. O kombinacji też!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
W komentarzu pozostaw coś więcej niż tylko gratulacje i linka do swojej strony.