Całe zawody upłynęły pod znakiem zmienności pogodowej - raz padało, następnie przestawało, a zza chmur wyłaniało się słońce. W ich trakcie doszło do awarii zraszaczy, które uruchamiały się w niekontrolowany sposób - szczególnie niebezpieczna sytuacja miała miejsce, gdy jeden z nich odpalił się w trakcie skoku Soelve Jokeruda Stranda - w przypadku, gdyby został trafiony strumieniem wody, mogłoby to skutkować utratą równowagi w powietrzu i poważnym w skutkach upadkiem. Na szczęście, Norweg dostał szansę powtórzenia swojej próby. Zraszacze działały zupełnie bez kontroli - nawet w trakcie opadów.
Po I serii, intensywne opady ustały, choć zdarzały się jeszcze przelotne deszcze.
Z wydarzeń sportowych należy przywołać dominację Polaków - w czołowej "10" znalazło się ich aż siedmiu. Popisowy skok w II serii zaprezentował Dawid Kubacki, który skoczył 134,5 metra i awansował z 8. miejsca na pierwsze. Podium uzupełnili Kamil Stoch i Karl Geiger. Skok Kubackiego był zdecydowanie najlepszym w całym konkursie i jedynym poza granicę 130 metra. Faworyci nie zawiedli, choć należy wspomnieć iż pozostałe drużyny nie wysłały do Wisły pierwszych składów swoich reprezentacji. Poniżej zdjęcia z dekoracji.
24.07.2022 (niedziela)
Ostatni dzień weekendu to również dwa konkursy, jednakże panowie rywalizowali wcześniej (13:00) niż panie (17:30). Temperatura nieco się obniżyła, jednakże z uwagi na intensywne słońce i bezchmurne niebo, śledzenie zawodów było niemałym wyzwaniem.
Obyło się bez opadów, a praca zraszaczy nie wzbudzała zastrzeżeń. Uzyskiwane odległości były o wiele bardziej imponujące niż te z soboty - skokami za 130 metr popisali się m. in. Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Jakub Wolny, Andreas Wellinger, Karl Geiger czy debiutant w zawodach najwyższej rangi Francisco Mörth. Austriak w II serii skoczył 134,5 metra i była to druga odległość zawodów. Najdalej poszybował Geiger - 135,5 metra. Znaczący awans zaliczył Paweł Wąsek - z 23. pozycji na 10., ex aequo z Piotrem Żyłą.
Podium zawodów tym razem w całości obsadzili Polacy: wygrał Kamil Stoch przed Dawidem Kubackim i Jakubem Wolnym. Stoch i Kubacki w trakcie weekendu zajęli 1. i 2. miejsca w zawodach, a zatem z wynikiem 180 punktów wspólnie przewodzą klasyfikacji Letniego Grand Prix.
Po zawodach panów, po przerwie, do rywalizacji stanęły panie. W niedzielę różnice na podium były zdecydowanie większe niż w sobotę: wygrała Nika Križnar przed Uršą Bogataj i Joséphine Pagnier. Dobrze zaprezentowała się Selina Freitag, zajmując 4. pozycję. Nicole Konderla była 15., a Kinga Rajda - 31.
Wnioski i podsumowanie
To były suche fakty - można je było równie dobrze uzyskać oglądając transmisję lub czytając relacje na licznych portalach. Tu warto wspomnieć o kilku aspektach, które nasunęły mi się na myśl po zakończeniu weekendu ze skokami:
1) Obsada - niestety, w tym roku była po prostu słaba. Tylko Polacy wystawili w Wiśle najmocniejszą ekipę. Z czołowej "20" ostatniego sezonu PŚ na skoczni im. Adama Małysza zaprezentowała się... tylko trójka skoczków - Karl Geiger (2), Piotr Żyła (14) i Kamil Stoch (19). Zabrakło nawet Austriaków i Słoweńców, którzy rokrocznie w Wiśle wystawiali najlepszych zawodników. Zawody w Wiśle były de facto pojedynkiem polskich seniorów z juniorami reszty świata. Wynik ten nietrudno było przewidzieć - Polacy zdominowali wszystkie punktowane i niepunktowane serie, a jedynym zagrożeniem ich dominacji mógł być tylko Geiger, który w sobotę zajął 3. miejsce. Oczywiście, dalekie skoki naszych reprezentantów cieszą, ale jak spiszą się w starciu z Kobayashim, Lindvikiem, Granerudem, Kraftem, Eisenbichlerem i pozostałą światową czołówką? Na to musimy jeszcze poczekać. Lepiej wyglądała sytuacja w zawodach pań - tutaj z czołówki zabrakło tylko Japonek, Norweżek (choć w czołowej "10" w ostatnim sezonie była tylko jedna - Silje Opseth) i kontuzjowanej Lisy Eder. Szkoda, że tylko dwie Polki miały szansę zaprezentować się w trakcie zawodów - Kamila Karpiel czy Anna Twardosz z powodzeniem mogły rywalizować o punkty, a nawet pokusić się o miejsce w okolicach 15. lokaty, tak jak Nicole Konderla w niedzielę.
2) Organizacja wejść i wyjść z terenu skoczni - i tutaj organizatorzy podjęli bardzo złą decyzję. Na skocznię można było tylko wejść raz i raz z niej wyjść, powrót na zawody był niemożliwy. Biorąc pod uwagę bardzo wysokie temperatury w piątek i niedzielę, przebywanie na terenie skoczni przez długi czas było istną katorgą. Z tego powodu, zdecydowałem się pominąć wszystkie zawody kobiet, choć bardzo chciałem je obejrzeć. Prześledźmy jeszcze raz godziny zawodów: w piątek treningi pań miały miejsce 10:45, kwalifikacje pań o 12:15, treningi panów - 16:00 i kwalifikacje panów - 18:15. Oznacza to, że aby obejrzeć obie serie kwalifikacyjne, należało spędzić na terenie skoczni... około 7 godzin (od ok. 12 do ok. 19). W piątek temperatura w Wiśle wynosiła ok. 28-30 stopni, do tego bezchmurne niebo i mnóstwo słońca. Pogoda iście wakacyjna, ale czy odpowiednia do przebywania na słońcu przez taki czas? Należy tu nadmienić, że regulamin imprezy zabrania wnoszenia więcej niż 0,5 litra płynów (o tym kuriozum napiszę więcej w dalszej części), a strefa gastronomiczna oferowała dania niskiej jakości, za to w wysokiej cenie (czerstwa bułka z niewielką kiełbaską z grilla, polana keczupem kosztowała 15 zł). Przebywanie tak długo na słońcu było z całą pewnością niekomfortowe, a pod koniec dnia - wręcz męczące. Skutek był łatwy do przewidzenia - zawody kobiet nie cieszyły się dużym powodzeniem, prawdopodobnie nie z powodu krótszych skoków oddawanych przez panie, lecz właśnie z konieczności przebywania cały czas na terenie obiektu.
3) Bezpieczeństwo - Ochrona obiektu z pełnym poświęceniem i zaangażowaniem pilnowała, by nikt nie wniósł więcej niż 0,5 litra płynów, a także własnym ciałem ochraniała zawodników, by nikt nie przybił im piątki, gdy ci schodzili po oddanym skoku wzdłuż sektora A4. Niestety, pomimo tak szeroko zakrojonych działań ochronnych, których podstawowym celem było bezpieczeństwo zawodników i kibiców, nie wszyscy mogli śledzić zmagania spokojnie. Pod siedzeniami w sektorze A1, można było dostrzec liczne osy, które raz wchodziły, by za chwilę opuścić przestrzeń pod siedzeniem. Niejednokrotnie, zamiast skupić się na przebiegu rywalizacji, musiałem śledzić gdzie znajduje się jedna z wielu os, by uniknąć użądlenia. Szczęśliwie, udało mi się tego uniknąć, nie jestem również uczulony na to, jednakże nie wszyscy mogli mieć to szczęście. Kto zostałby pociągnięty do odpowiedzialności, gdyby osoba uczulona została użądlona przez osę, która gniazdowała pod siedzeniem? Na to pytanie nie znam odpowiedzi, jednakże obiekt przed przeprowadzeniem zawodów powinien zostać należycie przygotowany, także pod kątem dezynsekcji. O awaryjnych zraszaczach, powodujących niebezpieczne sytuacje w powietrzu w trakcie lotu Norwega napisałem już wcześniej.
4) Ceny - rok 2022 przyniósł nam rekordową inflację, w tym stuleciu jeszcze niewidzianą. Drożeje wszystko, a cukier rozchodzi się w supermarketach natychmiastowo. Zdawałem sobie sprawę, że będzie drogo. Jednakże cena wody, pomimo palącego upału, mnie zmroziła. W niedzielę temperatura w słońcu była bardzo wysoka, więc do zakończenia I serii wypiłem regulaminowe pół litra wody, które można było wnieść ze sobą. W przerwie nabyłem niewielką butelkę wody za... 8 zł.
Ustalenie tak wysokiej ceny za wodę, przy jednoczesnym braku możliwości wniesienia więcej niż 0,5 litra płynów na osobę poczytuję za zwykłe żerowanie na zaspokajaniu biologicznej potrzeby każdego człowieka, jaką jest picie wody. W trakcie upałów jest to haniebne zachowanie sprzedawców, godne potępienia. Powinna być ona szeroko dostępna, w przystępnej dla każdego cenie. Nie bez znaczenia jest fakt, iż za samą możliwość wejścia na zawody zapłaciłem 280 złotych, co już było dość wygórowaną ceną, biorąc pod uwagę również niezbyt silną obsadę zawodów. Dopłacanie gigantycznych pieniędzy za wodę przelało czarę goryczy, którą postanowiłem opisać w tegorocznej relacji.
Wszystkie powyższe czynniki, dotyczące organizacji zawodów sprawiły, iż podjąłem decyzję że więcej nie wejdę na teren skoczni, by śledzić zawody. W tym roku oglądanie zawodów było bardzo niekomfortowe, a momentami męczące. Oczywiście, nie można winić organizatorów za pogodę. Jednakże ci nie zrobili nic, by nieco zniwelować skutki wysokich temperatur - np. umożliwiając wejścia i wyjścia, pozwalając wnieść więcej płynów (1,5 litra to powinno być absolutne minimum), czy chociażby sprzedając wodę w niższej cenie niż 16 zł za litr. W kolejnych wypadach nie skorzystam ze strefy gastronomicznej, nie zapłacę również za wejście na skocznię - wybiorę dobrze znany kibicom sektor drzewny/leśny (różne nazwy się przewijają), który jest pozbawiony tych wszystkich ograniczeń.
Do zobaczenia za rok, a może nawet w listopadzie!
Super relacja! :) Zapraszam na nowy post: https://autografymalutkiej.blogspot.com/2022/07/1126-very-nice.html
OdpowiedzUsuńTeż miałam okazje być kilka razy w Wiśle, ale nigdy nie byłam na skokach. Pozdrawiam i zapraszam na nowy post blizejgwiazd.blogspot.com. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń